Dwa miesiące posiadania elektryka. Uwagi użytkowe.

Kupując elektryka bałem się dwóch rzeczy – ograniczonego zasięgi i utrudnionej eksploatacji w trasie. Czy obawy się sprawdziły? Przeczytajcie.

Użytkowanie samochodu elektrycznego w mieście to sama przyjemność. Tu jego przewaga nad benzyną, a nawet dieslem widoczna jest najwyraźniej. Ładujemy się w domu albo (jak właściciel opisywanej i3) na publicznych ładowarkach, których nie brakuje. Przyspieszenia od 0 (brak zwłoki po dodaniu gazu), także robią robotę. Cicho plus atut buspasów i darmowego parkowania (przynajmniej u mnie). Tu też widać największy zysk finansowy (8 zł/100 km z domowego gniazdka kontra 56 zł/100 km w benzynie i 48 zł/100 km w dieslu).

Przedmieścia i krótsze trasy nie stanowią problemu. Suniemy bezszelestnie, i nadal płacimy niewiele (8 zł/100 km z gniazda, benzyna 35 zł, diesel 32 zł).

Kiedy opuścimy okolice miasta, sytuacja nieco się zmienia. Mamy dwie opcje. Albo często stajemy na ładowanie, albo musimy jechać wolniej. Diesel ani benzyna nie nakładają takich ograniczeń. Skoda Kamiq paliła (3.8 l przy 80 km/h, 4 l przy 90 km/h, 7 l przy 140 km/h). Przeliczając to na kasę, mamy 32 zł/100 km przy prędkości 90 km/h i 56 zł/100 km przy 140 km/h.

Passat 1.6 TDI osiągał wartości lepsze jeszcze o pół litra/litr,ale  niwelowało je droższe paliwo.

Teraz Kona. Tu dużo więcej zależy od prędkości, warunków termicznych, ukształtowania terenu, siły wiatru. Dlaczego? Bo skoro straty samego napędu są niewielkie, to inne czynniki zaczynają decydować. Przyjmuję jednak ok. 14 KWh/100 km przy +7 st.C i prędkości 90 km/h oraz 28 KWh/100 km w analogicznej opcji (140 km/h). Jeśli robi się cieplej (ok. 20-22 st.C) schodzimy do 12/24 KWh/100 km.  Dlatego wolę jechać 90-tką na trasie szybkiego ruchu/autostradzie. Bo przy przejeżdżaniu na niej 260 km widzę kolosalne różnice.

W góry (370 km) w warunkach normalnych jechałem Skodą ok. 4 h 40 minut, z czego 2 h 40 minut na dwupasmówkach i 2 h na lokalnym dojeździe.  Teraz czas przejazdów lokalnych się nie zmienił, ale na ekspresówce (z dojazdem do niej)  mam już 2 h 25 min. zamiast 2 h, a na autostradzie zamiast 40 minut (110 km) już 1 h 20 minut. Do tego muszę dodać dojazdy do ładowarki (40 minut) i samo ładowanie (1 h).  Nawet jeśli założyłem jakiś postój Skodą to wychodziło mi 4 h 50 minut, a nie 7 h 25 minut.  Oczywiście, cena czyni cuda, bo zamiast płacić jak dotychczas 262 zł (5 l x 8 zł x 750 km), z portfela ubywa mi 80 zł (60 zł na publicznych ładowarkach i jeszcze 20 zł w domu po przyjeździe, jeśli nie mam czasu jechać na wieś).

Gdybym korzystał wyłącznie z ładowania z gniazdek (w domu i w górach) koszt wyglądałby następująco: 60 zł publiczne ładowarki i 40 zł prąd własny = 100 zł, a czas podróży skróciłby się do 6 h i 15 minut (20 minut oszczędności na ładowarce i 30 minut dojazdu). Wyszłoby o 1 h i 25 minut dłużej niż benzyną.

Teraz zasięg. Wyjeżdżając z domu z naładowaną w 100 % baterią, dojeżdżam spokojnie 260 km i mam jeszcze w zapasie 10 % (w praktyce 40 km). To nieźle. W takiej sytuacji uzupełniam 24 KWh w 40 minut (ot tyle, żeby zjeść pizzę). Mógłbym skrócić ten czas o połowę, gdybym założył, że na miejscu pojawię się z 10% baterii i doładuje się z gniazdka (a nie pojadę na darmową ładowarkę, zbaczając 15 km). Powrót (start z 88%),  planuję na dwa ładowania po 20 minut. I znowu, gdybym uzupełniał prąd z gniazdka wyruszyłbym ze 100% zasięgiem, zrobiłbym 1 ładowanie na 16 KWh (30 minut), a w domu uzupełnił zapasy.  Te 10-15 % to taka żelazna rezerwa, poniżej której nie schodzę. Raz, zdrowiej dla baterii. Dwa, zawsze jestem w zasięgu elektryczności (choćby wolnego ładowania).

I tak płynnie przechodzimy do kolejnej kwestii. Gęstości ładowarek. Szybkie mam co max. 60 km, a są takie miejsca, że nawet co 10-15 km – okolice dużych miast. Wolne, jeszcze gęściej. Oczywiście, może się zdarzyć, że podjeżdżam do ładowarki, a ona zajęta (ktoś inny nie zdążył się podłączyć, więc system go nie widzi). Wtedy jadę do kolejnej, przy czym na trasie w góry w newralgicznych miejscach max. 20 km.

Co mnie wkurza? Zdecydowanie prędkość wolnych ładowarek. Te 7 KWh niewiele daje. Pół godziny stania, a zasięg rośnie o niecałe 30 km. To wina Hyundaia. Teraz powoli standardem stają się 22 KWh. Nawet jeśli auto pali więcej, uzyskamy w godzinę 120 km niespiesznej jazdy.

I uwaga, pułapka! Teraz producenci, idąc marketingowo w kierunku dużych zasięgów proponują nam baterie ok. 80 KWh, chwaląc się że naładujemy je od 10-80% w 18 minut. W prospekcie super, ale wymaga ładowarki 350 KWh. W praktyce (np. na mojej trasie w góry i do syna) większość szybkich urządzeń działa z mocą maksymalną 50 KWh. Mam chyba jedną 100 KWh, ale za to kilka 40 KWh. I teraz policzmy. Te 10-80% to 50 KWh . I z 18 minut robi się ponad godzina. A wystarcza na niecałe 200 km szybkiej jazdy (Taycan). Czyli dla połykaczy tras  – bez sensu.

Reklamowana (także przez dziennikarzy motoryzacyjnych)  jako oszczędna Skoda Enyaq (wersja 77 KWh) ma podobno realny zasięg przy prędkościach 110-120 km/h ok. 300 km, co daje zużycie na poziomie 25 KWh/100 km, jeśli jeszcze przyspieszymy (140 km/h) robi się z tego 28 KWh/100 km (i 270 km zasięgu). Oszczędna jazda (do 90 km/h w przewadze do 70 Km/h, co odpowiada mojej trasie po górach) pozwala na przejechanie prawie 500 km, bo wymaga 16 KWh  (Hyundai w takich warunkach spokojnie mieści się w 10-11 KWh). Ładowarka 50 KWh (nawet zakładam – realnie), standardowo montowana w Enyaqu, uzupełnia energię w tempie  1h = 300 km wolnej jazdy (lub 200 km po ekspresówce, lub 175 km na autostradzie). Czyli znowu – opłaca się jechać normalnie.  Można wybrać opcję ładowania 125 KWh, ale znowu powstanie problem z dostępnością tak szybkich ładowarek.

I właśnie realna relacja czas jazdy/prędkość jazdy/ładowanie okazuje się największą wadą elektryka. W trasie albo jedziemy długo, wolno i tanio, albo drogo i niewiele szybciej, bo musimy robić przystanki przy ładowarkach.

13 komentarzy do “Dwa miesiące posiadania elektryka. Uwagi użytkowe.”

  1. Wiekszosc Twoich uwag potwierdza K.Holowczyc nizej:
    https://nczas.com/2022/11/01/holowczyc-szczerze-o-samochodach-elektrycznych-z-tym-bedzie-ogromny-problem-video/

    Jako wade dodal (poza wymienionymi przez Ciebie oraz pozarami,ktore trudno albo nie da sie ugasic) pole magnetyczne, a o tym wczesniej nie myslelismy.Biorac po uwage,ze trzymajac komorke przy uchu martwimy sie o pole magnetyczne mogace wywolac raka, to w aucie elektrycznym bedzie to wielokrotnie wiecej.

    1. Co do opinii K.Hołowczyca to mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony fakt, że elektryki nie nadają się do długich podróży z prędkościami autostradowymi, wobec badań ilu użytkowników chce je tak eksploatować (7%), to słuszna uwaga, ale trochę obok potrzeb faktycznie korzystających.
      A co do pożarów, oraz pola elektromagnetycznego, to nigdzie nie mogłem znaleźć wykształcenia Hołka. Inżynierem raczej nie jest. Większość elektryków ma instalację stało prądową o napięciu 400V. To takie niemożliwe do ugaszenia? Większość aut po pożarze wypala się do gołej blachy i nikt ich nie używa ponownie.
      Podobnie pole elektromagnetyczne. Nie wiem jakie jest, jak różni się od tego w różnych instalacjach, ale 12 KW to ja miałem mocy grzejnej w mieszkaniu. Kuchenka indukcyjna to 10-14 KW i też 350 V (tylko prąd zmienny).
      Hybrydy jeżdżą od kilkunastu lat (Priusy), zużywały 20 KWh na 100 km i nie słyszałem o spektakularnych problemach.
      To mi wygląda na straszenie, ale porozmawiam z fachowcem.

      1. Jako nie-uzytkownik elektryka moja opinia jest warta zero. Holowczyc na pewno ocenia przez pryzmat rajdowca 🙂
        Czytalem o pozarze eauta na zlomowisku w kalifornii. Ugaszono dopiero kopiac dół, wlewajac wode i wrzucajac auto do dolu w calosci.Gasnicami i autocysterna nie dalo rady.
        O magnetyzmie moze nie miec racji.Nie znam sie.

        1. No, ale jaki procent aut się pali? Małą gaśnicą nie ugasisz nawet osobówki, trzeba profesjonalnego sprzętu. Było już o wybuchach aut z LPG, znowu – znikomy promil.

          1. Tak. Te argumenty dotycza bardzo malej ilosci aut.
            Elektryk ze wzgledu na zrywnosc dla rajdowca chyba nezly, ale wtedy spalanie rosnie razy dwa.Zreszta w tlokowym tak samo rosnie jak kopniesz.
            Byc moze trudne gaszenie mialo znaczenie dla Holka, bo na rajdzie czesto wypadki a wtedy bardzo prawdopodobny pozar.

          2. Co do pożaru. Wiedziałem, w którymś kościele dzwoni. I znalazłem. W tygodniku „Motor” z 30.05.2022 r. jest artykuł na ten temat pod tytułem „Bezpieczny jak elektryk”. Hołek go nie czytał. Streszczając wnioski:
            1) Jankesi robili badania – na 100 tys. sprzedanych pojazdów, pali się: ok. 3500 hybryd, 1500 benzynowców i … 25 elektryków. Czyli są to wypadki sporadyczne, 60 razy rzadsze niż w benzyniakach, a zapłon następował ze źródła zewnętrznego (ładowanie niesprawnym sprzętem, od palącego się auta w sąsiedztwie),
            2) Konstrukcja elektryków jest taka, że są nawet bardziej wzmacniane, więc w poważne odkształcenia nie powodują pożaru. W benzynie wystarczy wyciek na rozgrzane części (np. wydech).
            3) Dodatkowo auto przy jakimkolwiek wzroście temperatury, czy zwarcia – odcina prąd.
            4) I clou – trzeba umieć to gasić (są miejsca w aucie, które trzeba zalać wodą), zamiast czekać aż się wypali. Trwa to 5-10 minut, a nie godzinami (zanim wypali się akumulator). W tym punkcie może być problem, ale firmy samochodowe już szkolą strażaków, bo zależy im na opinii.

            Co do wzrostu spalania. Nie benzynie, a zwłaszcza dieslu nie rośnie w takim tempie. Passat 1.6 TDi palił 4l/100 km przy 90 km/h a 6 przy 140 i to całkowicie załadowany (5os, 48 piw + pozostały bagaż). Audi 3.0 TDi z silnikiem 225 KM, należące do mojego kumpla, spokojnie utrzymywało się poniżej 7, przy 160 km/h. Drugi kumpel jeździ ML-em 350 CDI i miał podobne wrażenie. Obaj jeździli zagranicą i nogę to mają cieżką.
            Mój Hyundai i30 benzyna, palił 8 przy 130 i 5,5 przy 90, Kamiq mieścił się pomiędzy 4 a 7.W 2.0TFSI syna, to było między 9 a 12. Ba, mój Boxster 2.5 km przy 70km/h (tak zrobiłem taki test 20 km, nawet ciężarówki mnie wyprzedzały i kierowcy patrzyli jak na wariata), potrzebował 7l, przy 90 ok. 9, a przy 130 schodził do 11. W mieście to inna bajka (16-20).
            A elektryk faktycznie pali 2 razy tyle.

          3. No i rozwikłany problem z polem elektromagnetycznym. elektrowóz
            Gorzej mają pasażerowie pociągi i tramwaju, a ludzie codziennie dojeżdżają nimi do pracy, albo jadą przez kilka dni na Syberię.

          4. LPG-uzywam od 1996 i nigdy nie mialem wybuchu. Ale jesli ktos dopuszcza do nieszczelnosci, wtedy co innego.
            to samo dotyczy gazu ziemnego.Ludzie maja irracjonalny lek przed ziemnym, nadymany info z tv o wybuchach gazu w mieszkaniach.I znowu-zabiora komus licznik gazu za nieplacenie, polaczy obie rury w miejscu po liczniku detka rowerowa,ktora przez mikropory w gumie przepuszcza gaz, nastepuje wybuch i wiekie halo,ze gaz ziemny niebezpieczny.
            Rownie dobrze prad moze kopnac,a o tym jakos nikt nie mowi.

Skomentuj Jan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *