Parę dni temu, na amerykańskich blogach, zacząłem szukać inspiracji, jak sobie radzić z rosnącymi cenami nieruchomości i podwyżkami stóp procentowych. Wydawało mi się bowiem, że stopień frustracji młodych z powodu rozwierających się ostrzy nożyc – niskie pensje/drogie mieszkania sięga szczytu. To co przeczytałem, zarówno w komentarzach jak i postach, zjeżyło mi włosy na głowie. Nie jesteśmy na dnie, nawet się do niego nie zbliżamy.
Relacja obecnej płacy minimalnej w Polsce do kosztów życia a w szczególności mieszkania wygląda następująco. Pensja za pełen etat (170h miesiecznie) ok.3000 zł brutto, czyli stawka za godzinę wynosi prawie 18 zł. To jednak nie wszystko, pracownik ma prawo do urlopu, co zmienia faktyczną liczbę godzin na 153, a rzeczywistą stawkę godzinową na prawie 20 zł (brutto). W USA sytuacja wygląda odmiennie. Minimalne stawka godzinowa gwarantowana przepisami to… 7.25 USD. W niektórych stanach mówimy nawet o 14-15 USD, ale tam z kolei są niezmiernie drogie nieruchomości (Waszyngton, Kalifornia). No i oczywiście, zapomnij lepiej o polskim urlopie, możesz wziąć bezpłatny. Gdyby Amerykanin pracował, tak jak Polak 170 h miesięcznie, uzyska wynagrodzenie na poziomie 1232 USD (i podobnie jak w Polsce będzie to kwota brutto, od której musisz odjąć podatki i kilkaset USD na ubezpieczenie zdrowotne).
Teraz przejdźmy do cen najmu i rat. Młodzi ludzie alarmują, że wynajem pokoju to koszt 700 USD miesięcznie. Porównajmy to z Polską. W moim mieście da się spokojnie wynająć taki pokój za 700 zł (już z mediami), a koledzy synów znaleźli oferty i za 600 zł ze wszystkimi opłatami. A zakup domu? Rata 2000 USD w USA i 2000 zł w Polsce (przy pewnym wkładzie własnym i mikro domu na przedmieściach). Czyli w USA singiel zarabiający minimalną, po wynajęciu pokoju i opłaceniu ubezpieczenia zdrowotnego oraz podatków zostanie z kwotą 200-300 USD w ręku. W Polsce będzie to 1500 zł, za co jak pisałem jedna osoba przeżyje. Amerykańskiej pary nie stać nawet na ratę kredytu, bo jej wysokość przekroczy 2 pensje netto. Jeszcze 30 lat temu było inaczej. Podobno rata kredytu za mały domek stanowiła 30% połączonych pensji minimalnych.
I teraz najbardziej szokujące – jak sobie z tym wszystkim radzić. Blogerzy finansowi nie ograniczają się do wskazówek: kup mały dom, wynajmij z przyjaciółmi, zostań u rodziców, zaciśnij zęby i zarób na 30-40 % ceny. O nie, tam padają propozycje: przeprowadź się do samochodu, zbuduj szałas/namiot, zamieszkaj w jaskini (sic!), zajmij squat, kup łódź, przeprowadź się do kontenera morskiego, wykorzystaj stary autobus szkolny/miejski. Wyobrażacie sobie? Na sporej części USA panuje klimat podobny do naszego, a miejscami nawet surowszy. Jaka musi być desperacja i bieda kogoś, kto przestał szukać szansy wynajmu i żyje w namiocie/jaskini? Ten człowiek nie wierzy przecież, że jego sytuacja kiedykolwiek się zmieni. Bo jeśli tak będzie, to na gorsze. Świadczenia emerytalne z państwowej kasy wynoszą 500-700 USD czyli nie wystarczą nawet na wynajem pokoju.
I nagle prawdą okazuje się opinia o USA – najbogatszy kraj trzeciego świata.