Tak się składa, że jestem i jednym i drugim. Podzielę się zatem z Wami podstawową różnicą, pomiędzy obydwoma sposobami zarabiania na życie. Ma ona fundamentalne znaczenie. I określa wszystkie drugorzędne odmienności. Etatowiec sprzedaje czas, przedsiębiorca wartość. Zaraz wyjaśnię to w szczegółach.
Załóżmy, że podobnie jak ja, masz 23 lata i właśnie skończyłeś studia. Idziesz do pierwszej pracy i poznajesz różnicę pomiędzy studiami a pracą. Teraz musisz się pojawiać w ustalonym miejscu (najczęściej siedzibie pracodawcy) o określonej godzinie i nie możesz wyjść wcześniej, niż 8 (co do zasady) godzin po wejściu. Ten czas jest zarezerwowany dla firmy, która Cię zatrudnia. W tych godzinach nie załatwiasz prywatnych spraw, nie robisz zakupów, nie grasz, nie oglądasz filmów, ba, nawet jesz tylko w czasie przerwy. Szok, tak dla mnie to był szok. Nie ma nagłych nieobecności (zamiast 2 dopuszczanych na każdych zajęciach masz 4 dni urlopu na żądanie… rocznie), nie ma okienek, podczas których wychodziliśmy na kawę. Masz pracować i koniec. Za to Ci płacą. Od 7 do 15 ew. od 9-17. Trudne doświadczenie, ale tak wygląda etat. Żyłem tak 10 lat, ciągle dziwiąc się światu, aż pewnego dnia powiedziałem koniec. Okazało się, że mogę się szkolić i u tego samego pracodawcy być na miejscu już tylko 3 dni w tygodniu. Znacie tę historię. Nauka kosztowała mnie ok. 20 tys. zł (10 lat temu), a żeby na nią zarobić musiałem prowadzić firmę, biorąc jednocześnie urlop bezpłatny. A prowadząc firmę, trzeba było zmienić sposób myślenia. Teraz nikt nie płacił mi za godziny, czekał na efekty. Rezultat…. zacząłem zarabiać 3 razy tyle (netto), poświęcając połowę czasu pracy.
I w ten sposób wracamy do odpowiedzi na tytułowe pytanie. Już wiemy, etatowiec sprzedaje swoje ustalonych 40 godzin w tygodniu, w zamian dostaje pensję, prawo do urlopu i… po pewnym czasie trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Ma jednego klienta (firmę, która go zatrudnia). Ale podstawowa różnica to ten czas. Musi być i działać w ustalonym czasie. Nie może (poza wyjątkami) pracować z domu, przyjść w sobotę zamiast w poniedziałek, zrobić całej roboty pomiędzy 4 a 7 rano i mieć dnia wolnego.
To wszystko wolno (znowu, co do zasady) przedsiębiorcy. Może pracować 4 godziny w tygodniu, może i 80. Pracuje kiedy chce i jak szybko chce. Często także, gdzie chce. On jednak sprzedaje wartość – to „coś” co wnosi do życia swojego klienta albo i 100.000 klientów. Dlatego codziennie myśli o wartości. Weźmy na warsztat dwa zawody, teoretycznie uwiązane na miejscu: budowlańca i kierowcę busa. Znam specyfikę obu.
Jak pracują widziałem niejednokrotnie. Jedni lepiej, drudzy gorzej. Budowlaniec na etacie ma przyjść o 7 i robić do 15. Niezależnie od tego, ile metrów płytek, rur, kabli położy dostanie to samo wynagrodzenie. Jeśli w poniedziałek rano ma kaca, i tak musi się pojawić, a nie jest wtedy produktywny. Kierowca busa-etatowiec, podobnie, ma przyjść, odpalić auto, i potem (z przerwami) jeździć przez pewien czas, sprzedając bilety.
Inaczej patrzy przedsiębiorca. Najpierw ustala cenę, którą gotowy zapłacić jest nabywca, biorąc pod uwagę dostarczaną wartość i ceny konkurencji. W przypadku budowlańca np. za m2 położenia płytek stawka wynosi do 60 zł.
I budowlaniec, jeśli pracuje jednoosobowo, stara się osiągnąć coraz większą biegłość, aby na każdej czynności urwać po kilka minut a nawet kwadransów czy godzin. W efekcie jeśli norma kosztorysowa na położenie m2 płytek wynosi np. 1 godzinę, do tego należy dodać skucie starych powierzchni, gruntowanie, wyrównanie, fugowanie i osiągnie się wynik 2 godziny, dobry rzemieślnik wykona prace w godzinę i zyska w ten sposób powiększenie stawki godzinowej do 100 zł . Właściciel firmy busiarskiej będzie starał się pójść inną drogą – nie skróci czasu przejazdu, bo określa go rozkład, ale ma inne opcje:
- znaleźć pracownika, którego praca będzie tańsza niż jego własna,
- zoptymalizować pojazd pod kątem kosztów eksploatacji i potrzeb przewozowych,
- znaleźć źródło tańszego paliwa,
- mieszać w podatkach.
Jak widzicie pracownika, żadna z tych kwestii nie interesuje. Jeszcze raz – pracownik sprzedaje czas, przedsiębiorca wartość (jaką jest dla nabywcy np. nowa łazienka). Pierwszy stara się pracować po swojemu, drugi jak najszybciej, jak najefektywniej. A jaka jest różnica praktyczna. Podam przykład z mojej branży. Stawka za wykonanie dokumentu i jego późniejszą obronę wynosi 3000 zł brutto. Mój kolega – pracownik potrzebuje na to zadanie (z wyjazdem) ok. 35 godzin. W ciągu standardowego miesiąca pracy wykonuje 5 takich dzieł. Kosztując pracodawcę ponad 6000 zł, zarabia 3500 zł netto (20 zł/godzinę). Ja, w działalności gospodarczej, potrzebuję na analogiczną pracę 17,5 godziny. Tym samym kasując podwójny zysk (za wydajność pracy i jeszcze premię przedsiębiorcy), zarabiam znacznie więcej. Na etacie nikt na to nie zwróci uwagę, dlatego staram się optymalizować jeśli nie pensję, to przynajmniej ilość zlecanych mi zadań.