Wojny pomiędzy „komuchami” i „libkami” ciąg dalszy. Dr Mentzen radzi jak kupić mieszkanie.

Dyskusja o problemach mieszkaniowych w Polsce często ogranicza się do wzajemnego okładania po głowach. Nie inaczej było i tym razem. Gdy tzw. aktywiści z ruchów miejskich (tytułowe „komuchy”) zaczęli krytykować brak tanich lokali w Warszawie, do dyskusji włączył się polityk Konfederacji dr Sławomir Mentzen  (tytułowy „libek”) przytaczając szereg argumentów, z których część poddaje się empirycznemu sprawdzeniu, co niniejszym czynię.

„Komuchy” napisały: „Brutalna prawda jest taka, że nasze pokolenie średnio do 35. roku życia mieszkać będzie z rodzicami. Nasze pokolenie zaharowuje się na kasie, słuchawce, taksówce.”

Cytat z dra Mentzena brzmi:  „Brutalna prawda jest taka, że trzeba było się uczyć, pracować i oszczędzać. Nauczylibyście się malować ściany, spawać, prowadzić TIRa, to byście z rodzicami nie mieszkali. Niestety, zamiast pracować, wolicie zabierać tym, którym chciało się brać odpowiedzialność za własne życie.”

W skrócie trzeba się uczyć, pracować, oszczędzać, wykonywać proste i dobrze płatne zawody i w ogóle być odpowiedzialnym, aby zarobić na własne mieszkanie.

Jak na człowieka z doktoratem nauk ekonomicznych i doradcę podatkowego, sporo w tych „mądrościach” niesprawdzalnego populizmu i zwykłego braku logiki.

Po pierwsze, „libek” nie może się zdecydować czy młoda lewica (adresaci jego słów) mają się uczyć czy pracować.  Trochę się to wyklucza. Np. taki lekarz (doskonale płatny zawód) zanim skończy studia, zda egzamin, zrobi specjalizację (4-6 lat), spokojnie przekracza trzydziestkę.  Na mieszkanie do 35 r. ż. musiałby zarobić w 5 lat. Sprawdzimy.

Z kolei spawacz, malarz pokojowy, kierowca TIRa uczy się krócej. Niemniej jednak, żeby zrobić prawo jazdy na TIRa trzeba mieć minimum 21 lat. Pozostaje nam zatem 14 lat pracy. Też to zweryfikuję.

Zdanie o „zabieraniu innym” litościwie pominę, bo nie wnosi nic do rzeczy.

To zabierzmy się do liczenia. Zacznijmy od Warszawy. W tym mieście w niezbyt prestiżowej dzielnicy (Białołęce) 2-pokojowe małe (38m2) mieszkanie kosztuje ok. 300 tys. zł. Żeby w ogóle kupić taki lokal trzeba mieć 30 tys. wkładu własnego, ok. 15 tys. na koszty transakcyjne oraz wziąć kredyt 270 tys. na 30 lat.

Spawacz w stolicy (z ogłoszeń o pracę) zarabia ok. 6000 brutto na początek, aby po 10 latach dojść do 10.000 zł. Netto to od ok. 4000 zł do 7000 zł. Malarz pokojowy wyciągnie podobne kwoty.

TIRowiec może mieć nawet lepiej (przedział 5500-8000 zł netto).

Koszty życia w Warszawie to jednak nie pestka i przeciętne utrzymanie (co oznacza pokój w zbiorowym mieszkaniu, brak knajp itp.) jednej osoby to ok. 2000 zł.  Młody spawacz, malarz odłoży zatem 2000 zł miesięcznie tj. 24.000 zł rocznie. TIR-owiec znajdzie się w lepszej sytuacji bo 3500 zł/miesiąc i 42.000 zł rok.

Na własne mieszkanie za gotówkę  te 315 tys. zł zbiorą w … 14 lat (malarz i spawacz), lub 8 lat (kierowca TIRa) pod warunkiem, że w tym czasie:

  • ceny nie wzrosną,
  • nie kupią samochodu,
  • nie pojadą na wakacje,
  • nie ożenią się,
  • wybiorą tę Białołękę i tanie mieszkania,
  • nie potrzebują mebli.

Mało ciekawa perspektywa, i nierealna (zwłaszcza ten brak wzrostu cen przez 14 lat). Lekarz ma tylko 4 lata. Musiałby rocznie oszczędzić ok. 80 tys. zł, czyli miesięcznie ponad 6500 zł. Czy to realne? Czysto teoretycznie. Oznacza bowiem pracę za  8500 zł netto  i współczynnik oszczędności na poziomie 75%. Oczywiście znowu, w kawalerskim stanie i cieszenie się dwoma małymi pokojami na Białołęce.

A kredyt? Wkład własny i koszty transakcyjne to 2 lata (malarz i spawacz) lub 1 rok (TIRowiec). Potem spłata – po zapłacie raty i utrzymaniu całego mieszkania koszty wzrosną do minimum 2500 zł i wtedy da się jakoś żyć. Ale, o czym dr nauk ekonomicznych chyba nie zapomniał, po kolejnych 13-14 latach mamy spłacone …1/3 kapitału (o ile nie nadpłacamy). Nie oznacza to oczywiście mieszkania z rodzicami, ale konieczność jeszcze 16 lat użerania się z kredytem.

O czym jeszcze „libek” nie mówi? Nie tylko spawacze, malarze,  kierowcy międzynarodowi i horribile dictu doktorzy nauk ekonomicznych oraz doradcy podatkowi w jednym są niezbędni w społeczeństwie. Musimy mieć też piekarzy, nauczycieli, urzędników wydających dowody osobiste, pielęgniarki, przedszkolanki itp. itd. Oni nie dostaną na początek 4000 zł do ręki, ale poniżej 3000 zł (nawet w Warszawie). W efekcie odkładając 1000 zł miesięcznie tj. 12 tys. zł/rocznie, a na mieszkanie zbierać muszą … 30 lat. Na sam wkład własny i koszty transakcji potrzebują ścibolić 4 lata (a większość tych zawodów, poza piekarzami, wymaga nauki minimum do 24 r.ż), czyli przed 30-tką nadal będą mieszkać „na wynajętym”, chyba że złe komuchy z warszawskiego ratusza zapewnią  im lokale socjalne. I to właśnie zataja 35-letni przyboczny posła Korwin-Mikkego, tego samego, który żyje z …. odziedziczonych nieruchomości.

O dziwo, Konfederację popierają młodzi (chociaż dr Mentzen akurat nie dostał się do Sejmu), którzy w swoje masie zarabiając 3000 zł/miesiąc, o ile ktoś rozsądny nie rozpocznie budownictwa spółdzielczego lub komunalnego na sporą skalę, nigdy nie zobaczą własnego mieszkania, albo kupią je na kredyt spłacany przez 30 lat.

Myśl o oszczędzaniu, uczeniu się zarabianiu to generalnie jedyna droga obok „weź kredyt, znajdź lepszą pracę”, tylko doradca podatkowy Sławomir Mentzen strasznie ją spłyca, czyniąc niestrawną dla większości.

6 komentarzy do “Wojny pomiędzy „komuchami” i „libkami” ciąg dalszy. Dr Mentzen radzi jak kupić mieszkanie.”

  1. Ciekawe spostrzeżenia i duży plus za „sprawdzanie” informacji. Krytyczne myślenie niestety jest dzisiaj niemodne, a szkoda. Czy zgadzamy się z jedną stronę, czy drugą, warto nie robić tego bezrefleksyjnie.

    Zaznaczyłeś w przykładach, że ten malarz, czy lekarz aby osiągnąć zakładany poziom oszczędności na mieszkanie nie ożeni się. Ja akurat uważam, że znalezienie drugiej rozsądnej osoby może być pomocne do wspólnego uzbierania na te 38 m2. Jednak dwie osoby pracujące szybciej uzbierają te brakujące 270k.

    Myślę, że warto mieć w głowie również to, że na tak zwanym zachodzie to też nie wygląda tak, że po roku pracy kupuje się mieszkanie za gotówkę. Średnie zadłużenie z tytułu kredytów hipotecznych w Polsce jest dużo niższe. I również odsetek osób posiadających mieszkanie na własność w Polsce jest jednym z najwyższych w UE. W USA rodzice zaczynają odkładać na studia dzieci zaraz po ich urodzeniu.

    Pozdrawiam
    Eryk

    1. Najpierw małżeństwo. Już się tłumaczę 😉 W moim otoczeniu mam kilka osób świeżo po trzydziestce. Małżeństwo przed tą magiczną granicą (zwłaszcza wśród adresatów apelu dra Mentzena) nie zdarza się często. Wreszcie wesele to spory koszt i jak to powiedział żartobliwie kumpel mojego kumpla, w przeddzień swojego ślubu „Po co ja się żenię, mogłem za tę kasę kupić sobie taką fajną Q5?”. Szansa, że żona pozwoli żyć za ułamek pensji młodemu lekarzowi, pozostaje czysto teoretyczna.
      Celowo pominąłem też inną ewentualność, która politykowi umyka – mieszkanko od rodziców lub „ożenienie się z mieszkaniem”. Taki „dar od losu” dostaje wielu młodych lekarzy, a znacznie mniej operatorów koparek.
      I na koniec, Polska i Świat. Oczywiście, sytuacja np. w takim Londynie czy Berlinie jest jeszcze gorsza. Większość siedzi na wynajmie z uwagi na ceny. W wielu krajach płatne studia wpychają młodych w długi już na starcie. Napiszę o tym pewnie, bo w mojej rodzinie jest kilku emigrantów.

  2. Generalnie zgodzę się z tezami i wnioskami zawartymi w tekście ale jednak mam dwie uwagi
    1 .Lekarz w trakcie specjalizacji już pracuje (bezrobocie im nie grozi ) i zarabia więc wchodzi na rynek pracy po 6 latach studiów bo staż też jest płatny(aczkolwiek szału nie ma )na specjalizacji jest już lepiej i jeżeli wierzyć mediom(nie nie TVP) te 6 tys i więcej jest możliwe zwłaszcza przy niszowych specjalizacjach gdzie parę razy się spotkałem że rezydent przyjmował prywatnie.
    2.Do stanu deweloperskiego na Białołęce trudno się wprowadzić chyba że ktoś będzie czerpał wodę z rzeki ,załatwiał się do wiadra i spał na gołym betonie 🙂
    Ps .
    Mentzen to nie Libek to szur

    1. Dzięki za komentarz. Ceny mieszkań (stąd ta Białołęka) celowo zaniżyłem, żeby nie spotkać się z zarzutem naciągania danych. Stąd te wszystkie brzegowe warunki (mało realne w rzeczywistości). A teraz lekarze. Też nie wybrałem ich przypadkiem, bo sytuacja na lekarskim rynku pracy jest wyjątkowa. Poza programistami, nie ma drugiego takiego zawodu, który może liczyć na takie podwyżki i komfort finansowy już na starcie. Znam rezydentów, którzy zarabiali więcej niż te 8.5 tys. netto zł, ale wydawali 100% swoich zarobków, bo trzeba zmienić auto, pojechać na wakacje, ubrać się itp. Żaden z nich nie mieszkał w studenckiej komunie za 2 tys. zł/miesiac. W efekcie, gdyby nie pomoc rodziców, o mieszkaniu mogliby zapomnieć.

      1. Lekarze dużo zarabiają i dużo wydają mam taką tezę że chcą sobie tym odbić lata tytanicznej pracy.
        Nie znam zbyt wielu lekarzy a dwóch których znam rzeczywiście mieli duża pomoc rodziców.
        Lekarski to chyba dość kosztowne studia zresztą te koszty wszystkich skryptów, pomocy itp.
        Też odnoszę wrażenie że zazwyczaj są z bogatych, inteligenckich rodzin .

        1. Myślę, że w środowisku lekarskim (przeciwnie np. jest u nauczycieli) po prostu funkcjonuje taki styl życia – dużo zarabiam, dużo wydaję. To ma pewnie związek z odreagowaniem stresu zawodowego, ale i dużymi możliwościami zarobkowymi (da się szybko odrobić wydatek). Tak, studia są kosztowne, ale wytworzona wokół nich aura powoduje parcie na kierunek lekarski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *