Czym różni się rasowy „libek” od wzorcowego „komucha” mieliśmy okazję przeczytać w internetowej sprzeczce pomiędzy czynnym prawnikiem (oraz ojcem znanego rapera) prof. Matczakiem a politykiem i historykiem ruchu robotniczego Adrianem Zandbergiem (szef „Razem”). O co poszło?
O stosunek do pracy. Panowie wymienili się swoimi historiami i epitetami. W wielkim skrócie, Prof. Matczak podał jako antidotum na wszelkie ekonomiczne bolączki 16 godzinny dzień pracy, Zandberg przypomniał obowiązujące przepisy, zasugerował rozmówcy, że ten wykorzystuje pracowników w kancelarii, w odwecie oberwał „leniem”.
I niestety, to prof. Matczak (niekwestionowany autorytet prawniczy) popłynął. Historia, o tym, to on – chłopak z niewielkiego miasteczka zdobył szturmem Warszawę, pracując po 16 godzin, jednocześnie pracując naukowo i praktycznie (jedna z największych kancelarii w Polsce) stanowi wzór do naśladowania może i wyciska łzę z oka Leszka Balcerowicza, ale z pewnością nie jest uniwersalna. Dlaczego?
Po pierwsze, z uwagi na osobiste przymioty prof. Matczaka. To tzw. łeb, czyli gość o niesamowitym potencjale intelektualnym. Sorry, ale nie wszyscy mieszkańcy Sławy, absolwenci liceum w Gorzowie Wielkopolskim mieli szansę studiować prawo, choćby na Uniwersytecie Wrocławskim. Co więcej, lista absolwentów tej Alma Mater, nie pokrywa się ze listą pracowników kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Większość z nas nie ma takiego mózgu i żyjący w swojej bańce prof. Matczak o tym zapomina. Słabszych tj. przeciętnych trzej panowie z Warszawy, po prostu nawet nie przyjęliby na staż, mogąc wybierać z najlepszych. Nie każdy może skończyć prawo na samych piątkach, choć oczywiście potrzebne są i intelekt i praca (sam „łeb” nie wystarczy). Rozumieją to ludzie znacznie mniej kształceni, i tak jak ja, po prostu głupsi od profesora (zawsze wywołuję konsternację w pracy, przyznając się do tego, że jestem głupszy i bardziej leniwy od mojej wybitnej koleżanki). Co nie zmienia faktu, że Adrian Zandberg prawa w Warszawie nie skończył, choć je zaczął.
Po drugie, nie da się efektywnie długotrwale pracować po 16 godzin dziennie. Mówię to ja – leń z natury, pracujący z konieczności. Fizjologiczna granica wydajnej pracy umysłowej to 10-12 godzin dziennie. Stąd popularyzowana na tym blogu zasada +20%, dorabiania na poziomie 1/4 ustawowego czasu pracy. Ba, te 10 godzin można pracować (znowu wyłączam jednostki o wyjątkowo silnej konstrukcji) przez 10 może 15 lat, a nie całe życie. A, i mówię o pracy umysłowej. Ciężka fizyczna w tym wymiarze oznacza szybkie wyniszczenie. Czy nie znam osób, które tak żyją? Oczywiście, że znam. Po większości widać efekty – przedwczesne starzenie się. O tych, po których nie widać, powiem jedno – mega silne organizmy. Żaden z opisywanych na blogu milionerów nie pracuje po 16 godzin dziennie, ciągiem przez wiele lat, bo to praca od 5 rano do 21. Niektórzy mają takie sesje ciągnące się tygodniami. Tylko tyle. Znam za to, ze słyszenia, kilku (głównie lekarzy i prawników) próbujących oszukać fizjologię – przed 50 wylądowali na cmentarzu. Wniosek z tego prosty – prof. Matczak albo jest wyjątkowo silną konstrukcją, albo (co bardziej prawdopodobne) zwyczajnie koloryzuje np. przenosząc okres pisania doktoratu i stażu w firmie na całą swoją pracę zawodową. Która z tych opcji jest prawdziwa, dowiem się po przeczytaniu jego książki o wychowaniu rapera.
Po trzecie, wymaganie tego od wszystkich jest, co słusznie zauważył Adrian Zandberg, nielegalne. Słyszałem, co nieco, o świecie kancelarii z dużych miast, i tak – ich właściciele oczekują pracy po 12 godzin, płacąc za 8, ale to jaskrawe łamanie praw pracowniczych. PIP powinien się temu przyjrzeć (co jest proste, bo komputery mają pamięć ile pozostawały włączone), zresztą wystarczy zrobić nalot ok. 20. Córka mojej koleżanki z pracy, próbowała tak funkcjonować przez kilka lat, przypłacając to ruiną życia osobistego i zdrowia.
Po czwarte, powtórzę to za moją młodszą przyjaciółką (z pokolenia piętnowanego przez profesora za lenistwo) „Kiedy on wychowywał tego syna, skoro pracował dajmy na to od 8 do 24? Dobre pytanie. I odpowiedź znowu możliwa na dwa sposoby. Albo nie wychowywał, albo mitologizuje ilość pracy. Wrócę jeszcze do tematu tego bloga – finanse. Wiecie doskonale, że nie wystarczy zarabiać, żeby pozostać zamożnym, trzeba jeszcze inwestować i oszczędzać.
Po piąte i powiązane z pierwszym. Wielkość populacji będących fizjologicznie w stanie pracować po 16 godzin dziennie przez wiele lat jest niewielka. Niektórym z tych co mogą, pomysł taki wybije z głowy rodzina. Z pozostałych, pewna część odniesie spektakularny sukces, a reszta poniesie porażkę, wyglądając jak ten kulturysta, który ćwiczył tylko biceps tj. będzie silna w jednej dziedzinie, a żałośnie słaba w innych (kontakt z rodziną). Jeden z multimilionerów napisał o tym szczerze, jak to zarobił ogromne pieniądze, ale stracił pozostałą część życia. A wniosek?
Na szybko, oceniam, że prof. Matczak (znając kilku udanych naukowców z mojej uczelni) ubarwia rzeczywistość. Średnio ogarniętemu pracownikowi umysłowemu (to chyba obraza dla bohatera tego posta), takiemu jak np. ja, napisanie 1 strony tekstu koncepcyjnego zajmuje ok. 1 godziny. Załóżmy, że doktorat jest nieco bardziej skomplikowany, a dodatkowo, wymaga stworzenia kilku artykułów, czyli łącznie 500 stron tekstu i 1000 godzin, do tego dydaktyka (300 godzin rocznie), i jakieś uboczne prace na uczelni w sumie 2400 godzin przez 4 lata do doktoratu, czyli 600 godzin, rocznie, co daje 50 godzin średnio miesięcznie. To ok. 2 godziny dziennie przez 25 dni. Znam doktorów, którzy pracowali dydaktycznie (na kilku etatach, zleceniach itp. tj. 70 godzin w tygodniu) we wszystkie weekendy (zaoczni) i dodatkowo normalnie tj. 12 godzin tygodniowo na podstawowej uczelni zarabiając po 10 tys. do ręki już 25 lat wstecz (to tak jakby teraz mieli 40-50 tys.), ale eldorado dawno się skończyło (niż demograficzny) i nie dotyczy młodych. Wierzę, że w wymiarze 16 godzin dziennie prof. Matczak pracował krótki czas np. do uzyskania doktoratu i pozycji partnera w kancelarii (czyli max. 4-5 lat w sumie) potem zszedł do bezpiecznego poziomu 10 godzin dziennie, poświęcając dodatkowo sobotę (co i tak miesięcznie daje 250 godzin pracy).