Od kilku lat wśród moich znajomych zapanowała moda na wysyłanie młodzieży na zagraniczne studia – głównie do Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Rozmawiając z rodzicami, którzy zdecydowali się na taki ruch, poznałem prawdziwe koszty, a te są ogromne, trudne do zniesienia dla „przeciętnej” rodziny, dla jakiej staram się prowadzić tego bloga. A oto przykłady.
Przypadek 1. Medycyna w Szkocji. Na szczęście rozpoczęta jeszcze przed brexitem. Dobrze sytuowani rodzice zdecydowali się, za cenę własnej wygody, sfinansować studia synowi. Z uwagi na wyniki w nauce było kilka stypendiów, bez konieczności płacenia za naukę. Ale pozostały koszty utrzymania – mama co miesiąc robi przelew na poziomie 5000 zł. Koszt sumaryczny – 300 tys. zł.
Przypadek 2. Politechnika w Madrycie. Tym razem córka, prymuska z najlepszej szkoły w dużym mieście, z międzynarodową maturą na koncie. Nie nie płaci się za naukę, tylko pokrywa koszty życia – 1000 Euro czyli ok. 4500 zł, a więc około 225 tys. za cały okres.
Przykład 3. Psychologia w Glasgow. Już na nowych zasadach czyli płatnie. Koszt rocznej nauki – 70.000 zł. Do tego dochodzą znowu akademik, jedzenie, ubranie, rozrywki – rocznie ok. 50 tys. zł (5 tys./miesięcznie). Razem za 5 lat z portfela rodziców ubędzie 600 tys. zł. To w moim mieście cena wykończonego nowego dosyć dużego mieszkania. I właśnie takie mieszkanie znajomi planują sprzedać.
Czy oszczędny milioner poleca takie rozwiązanie? Niekoniecznie. Dlaczego? Argumenty widzę dwa. Po pierwsze, w dobie UE, ktoś po studiach w Warszawie spokojnie może pracować w zawodzie we Francji, o ile doskonale zna język. Wyjątki można policzyć na palcach obu rąk (i nie dotyczą one psychologii, budownictwa ani medycyny). W Polsce studiujemy bezpłatnie. Odłożone pieniądze lepiej wydać na start. Po drugie, mam przed oczami swoją bratanicę. W wieku 20 lat wyjechała do Londynu. Teraz, po 10 latach, ma swoją firmę (bez studiów) i właśnie kupiła mieszkanie, płacąc 300 tys. funtów gotówką. Przeciętny psycholog kwoty takiej szybko nie odłoży.