Sztandarową deklaracją Polskiego Ładu jest opowieść, że ryczałt dla zawodów medycznych spadnie z 17 do 14 % i ma to oznaczać wyjątkową korzyść. Czy tak jest faktycznie? Jak zwykle, mówię – „sprawdzam”. Na tapetę wezmę dwóch lekarzy prowadzących działalność gospodarczą – młodego dr X, który dorabia sobie do etatu w szpitalu w prywatnym gabinecie 2 razy w tygodniu, oraz profesora Y, który ma 2 etaty szpitalne i własną klinikę/obszerną praktykę.
Dr X. Na etacie w szpitalu (z dyżurami) zarabia 13.000 zł brutto. Do tego dwa razy w tygodniu prowadzi tzw. „prywatną praktykę” przyjmując miesięcznie 50 pacjentów (2 na godzinę x 25 godzin tj. w przybliżeniu 8 dni x 3 godziny). Zostawmy na chwilę jego zarobki szpitalne (dzięki uldze Gowina dla pracujących straci niewiele) i skupmy się na działalności gospodarczej. Dr X za wizytę pobiera opłatę 100 zł. Nie płaci VAT (zwolnienie). A zatem jego przychód wynosi 5000 zł/ miesiąc (100 zł x 50), bo zakładamy, że jest uczciwy i wszystkie wizyty ewidencjonuje. Dotychczas płacił zatem 17% od przychodu tj. 850 zł miesięcznie. Do tego składka zdrowotna nieodliczalna i mamy ok. 900 zł (razem 18.25%).
Po zmianach stawka ryczałtu + podatek wyniesie 18.6 %. Dr X zatem zasadniczo nie straci.
Prof Y. Ten pan zarabia zupełnie inaczej. Dwa etaty dają mu 400 tys. rocznego dochodu (brutto). Do tego mini-klinika przynosi kolejne 500 tys. Na Polskim Ładzie straci ogromnie. Po pierwsze, na podatkach. Nieodliczona składka zdrowotna wyniesie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zysk podatkowy z podniesienia pierwszego progu i wyższej kwoty wolnej od podatku, nic nie da.
W klinice będzie jeszcze gorzej. Do tej pory płacił ryczałtem 17% tj. 85 tys. podatku, składka zdrowotna wynosiła śmieszne kilkaset złotych. Teraz nadejdą zmiany. Podatek 18,6 % oznacza kwotę 93 tys. zł, a więc podwyżkę podatku o ponad 8 tys.
Łącznie straty podatkowe z kliniki i etatu wyniosą kilka tysięcy złotych miesięcznie.
Podsumowanie. Im lepiej zarabiający lekarz, im wyżej wykwalifikowany, tym większe jego zarobki. Im wyższe zarobki, tym większa strata. Stratę tę lekarze przyjmujący prywatnie będą rekompensować sobie przez podwyżki. Efekt? Wyższa cena zabiegów i wizyt. Już pandemia pokazała, jak to wygląda. Tam gdzie jeszcze w zeszłym roku płaciłem 150 zł, w tym roku już 200 zł.
A publiczna służba zdrowia? Tam straty podatkowe, lekarze zechcą sobie zrekompensować żądaniem podwyżek. Tym wyższych, że NFZ dostanie potężny zastrzyk gotówki (kilkanaście mld zł). Ponieważ dostaną podwyżki jeśli przyjmują „na NFZ” będzie to kolejny czynnik podwyżek na prywatnym.
W efekcie – emeryt zyska np. 150 zł na Polskim Ładzie i zostawi je u doktora, dodatkowo oberwie ogólnym wzrostem cen. Tak działa socjalizm.