Rozważając zmianę samochodu, codziennie siadam do komputera i liczę. Wyniki czasami mnie przerażają. Jednym z nich są faktyczne koszty dojazdów. Podam trzy przykłady.
Oszczędny milioner. Kupiłem dom położony 1,5 km od jednego miejsca pracy, tyle samo pracy żony oraz 3,5 km od mojego drugiego pracodawcy. Dzięki temu, przez większość czasu jestem w stanie chodzić na piechotę. Nie znaczy to, że na auto nie wydaję nic, ale raczej, że jest mi zbędne na dojazdy do pracy.
Kolega 1. Wybudował dom 15 km od siedziby firmy. Codziennie z żoną dojeżdżają na dwa samochody. Takie 60 km dziennie (2 x 2 x 15) oznacza przebieg miesięczny 1320 km a roczny ok. 15 tys. Sam koszt paliwa to (po obecnych stawkach 4,2 zł za litr) i spalaniu średnim 8 l/100 km (żadne warszawskie korki) zamknie się w kwocie 5 tys. zł/rok. Poza paliwem w centrum płacą za parkowanie (2 x 100 zł miesięcznego abonamentu) – 2400 zł/rok.
Do tego dodajmy dodatkowy przegląd dwóch aut (2 x 800 zł), większą utratę wartości (auto trzymamy krócej, bo wraz z przebiegiem zaczyna się psuć) – minimum 2 x 1000 zł i już koszty finansowe rosną do 11000 zł/rok tj. 900 zł miesięcznie.
Zapominamy jeszcze o czasie. Ja niecałe 2 km pokonuję na piechotę w ok. 20 minut (autem byłoby 30-40 minut). Ktoś, kto w korku dojeżdża 5 km do granic miasta, a potem jeszcze 10 km podmiejską drogą potrzebuje na to w moim mieście ok. godziny. Czyli czas żony i męża skraca się o 2 godziny dziennie, a liczę tylko pracę (brak dowożenia dzieci, bo przecież nie każdy je ma i wozi). Te 2 godziny pomnożone przez liczbę dni pracy daje 42 godziny (85 na dwoje małżonków) – to dodatkowe pół etatu. Gdyby przeliczyć je na pieniądze wg stawki minimalnej – 1000 zł.
Kolega 2. Ma mieszkanie 6 km od miejsca pracy, ale fatalnie położone (dojazd najbardziej zakorkowaną trasą). Regularnie spóźnia się, żeby nie wyjeżdżać w godzinach szczytu (pracodawca akceptuje). I znowu, 6 km można przejechać rowerem (ok. 25 minut), a można i samochodem (50 minut). Koszt paliwa będzie zauważalny (2 auta x 12km/dzień x 22 dni = 528 km = 177 zł), ale jeszcze nie straszny. Dodatkowe zużycie – pomijalne. Za bilety parkingowe nie płacą. Natomiast wartość czasu – podobne 1000 zł.
Dlaczego zatem wiele osób wyprowadza się na wieś, skoro wyliczenia są bezlitosne.
Po pierwsze, nie wszyscy dojeżdżają codziennie.Moja księgowa pojawia się w biurze 1-2 dni w tygodniu. Ja też planuję w najbliższej perspektywie ograniczyć obecność „na miejscu” do 3 dni w tygodniu. Wtedy nawet 60 km dziennie nie wygląda tak strasznie – 780 km dobrą drogą (Fiat 500 pali ok. 4,5 l za miastem czyli koszt 147 zł), miejsce mam pod firmą za free.
Po drugie, nie każdy ma pracującego współmałżonka. Wtedy koszty są znacznie niższe (można też dojeżdżać razem).
Po trzecie, są lokalizacje przy obwodnicach. Moje miejsce na wsi pozwala mi dojechać w 30 minut (gdy się spieszę) lub 40 minut (na luzie). Czyli miesięcznie dołożę ok. 6,5 godziny osiągając 1,1 h/dzień, 15 h/miesiąc, przy mojej stawce minimalnej ok. 750 zł.
Po czwarte, nie wszyscy pracują w centrum. Mój zawód to wymusza. Da się jednak pracować na wsi/w małym mieście lub na jego obrzeżach. Wtedy odchodzą korki i skraca się czas/długość dojazdu.
Po piąte, nieruchomości na wsi są tańsze. Mój dom w mieście jest obecnie wart (licząc konserwatywnie) ok. 700 tys. zł. Taki sam na wsi 30 km od centrum, da się kupić za 250 tys., przy czym zyska się przynajmniej 1000 m2 działki. W moim mieście sama działka o powierzchni 1300 m2 kosztuje 390 tys.
I tu jest pies pogrzebany w większości wypadków. Chodzi o to, aby było taniej. Takie 450 tys. to rata kredytu mniejsza o 2500 zł. Mało kogo na to stać. Jeśli chce mieć więcej przestrzeni, pieniądze wydać w milszy sposób, a nie dysponuje gotówką – decyduje się na wyjazd na wieś. Czasami wraca, bo trudno jest dojeżdżać codziennie 2 h (1+1) w dwie osoby, dwoma autami i jeszcze wozić dzieci. Wtedy wychodzi się z domu o 6.30, wraca na chwilę o 17 i ponownie wyjeżdża o 18, żeby wrócić o 20. Nie ma to wielkiego sensu.
Dzień dobry,
Czy można prosić o umieszczenie pełnego wpisu?
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję. Chciałem zapisać jako szkic do późniejszego wykorzystania, a tak to jednak muszę skończyć.:)