Pamiętacie jeszcze mój wiosenny eksperyment – życia za pensję minimalną? Teraz chcę podnieść poprzeczkę. Przeżyć miesiąc za 700 zł. Zobaczymy czy się uda.
Wstępne założenia są następujące.
Po pierwsze – mieszkam na wsi. Listopad nie musi być zimny – a przez wrzesień i październik sporo na wsi siedziałem i grzałem dom. Drewna trochę zebrałem (do kominka idzie go sporo), wykorzystam stare zapasy. Poza tym przyjąłem założenie – temperatura 17 stopni, za to ciepłe ciapy, sweter, śpiwór. Na opłaty wydam:
- prąd – 130 zł,
- gaz – 30 zł (1/2 butli),
- woda – 10 zł,
- podatek – 15 zł (1/12 rocznego),
- telefon – 20 zł (karta z 10 GB internetu).
Razem: 205 zł.
Po drugie – odstawiam samochód. Bez tego się nie da. Dojadę rowerem na busa (7 km). Za bilet w obie strony płacę 9 zł. Przez cały miesiąc pracy – 180 zł. Gdybym jeździł autem – 270 zł.
Po trzecie – korzystam z zapasów. Jedzenie to pewien koszt, a obniżyć go mogę jedząc przetwory i własne zbiory. Mam swoje ziemniaki i orzechy. To dwa doskonałe źródła kalorii. Uzupełnię je makaronem. Mięso oczywiście kupię, tanie jabłka od rolnika też. Podobnie jak kawę, herbatę, olej, cukier, mleko i mąkę. Chleb postaram się zrobić sam, podobnie jak masło. Ale zakładam 100 zł.
Po czwarte – reszta też w normie. Zakładam: fryzjer + leki – 35 zł, drobiazgi – 30 zł, ubranie – 50 zł.
Powinienem się zmieścić (205+180+100+115) – czyli 600 zł. 100 zł mam jeszcze w zapasie.
I czemu ma to służyć>
To jedna z metod na oswajanie strachu przed stratą pieniędzy, który lubi przekształcić się w lęk przed zmianą sytuacji, a zatem skoro potrafię przetrwać za 700 zł, to czego się bać.
Zawsze się możesz bać że nie będziesz miał nawet 700 zł albo nawet że w ogóle za pieniądze nic nie da się kupić po puknie asteroida.
Skupiam się raczej na sytuacji prawdopodobnej. Pensja minimalna wynosi dzisiaj ok. 1500 zł.
Wg mnie eksperyment bardzo pożyteczny. Dlaczego? Trochę z powodu, o którym wspomniał autor ale też dlatego, że dzisiaj jesteśmy „nakręceni” na wydawanie. To takie normalne, że kupujemy te wszystkie zbędne przedmioty a coraz częściej także usługi, że taki odwyk pozwala uświadomić jak niewiele nam potrzeba aby robić to co nam sprawia przyjemność, być najedzonym, mieć dach nad głową, być po prostu szczęśliwym … Myślę, że taki detoks każdy powinien sobie raz na jakiś czas zafundować.
Trzymam kciuki i będę śledził relację z ciekawością. Sam od kilku lat praktykuję uważne niekupowanie (dodam, że nie miałem z kupowaniem nigdy większego problemu). I jaki jest efekt? Mam spokojniejszą głowę, więcej pieniędzy … i świadomość, że mógłbym przestać chodzić do pracy chociażby od jutra. Bezcenne 🙂
Dzięki. „Uświadomić sobie jak niewiele nam potrzeba” to będzie motyw przewodni tego eksperymentu. Ostatnio rozmawiałem o jedzeniu z mamą milionerki opisanej w sierpniowym cyklu. Okazało się, że pokolenie dzisiejszych 80-latków, jest ostatnim, które cierpiało prawdziwy głód. Kto przez to przeszedł, nigdy nie wyrzuci chleba i nie wpadnie w pułapkę nadmiaru.