W każdym podręczniku dla aspirujących do bogactwa możesz przeczytać, że najważniejsze są relacje i tzw. team. Czy to prawda?
Odpowiem krótko – tak. A teraz czas na przykłady.
Milioner A zamknął niedochodową działalność. Nadszedł spadek, a z działkami trzeba było coś zrobić. Pewnego dnia przyszedł do niego deweloper z ofertą zakupu ziemi. I tak zaczęła się bliska znajomość. W efekcie sprzedał kolejne działki, ale i zyskał dostęp do nieruchomości, przynoszących teraz spokojnie 10% rocznie (w niektórych przypadkach 20%) czystego dochodu (bez wzrostu wartości).
Najbogatszy z opisywanych swoje inwestycje w ziemię zawdzięcza kontaktom ojca – aktywnego w branży rolnej od wielu lat.
Milioner B ma siostrę – szkoleniowca w Warszawie. Dzięki niej zyskał mnóstwo kontaktów i zrobił sporo interesów.
I wreszcie oszczędny milioner. Pierwsze mieszkanie w górach „nagrała” mi właścicielka pensjonatu (milioner C), do którego regularnie jeździłem. Działkę na projekt deweloperski (o którym napisze niedługo), kupuję od własnego klienta, którego gdy znalazł się w kłopotach nadal traktowałem, jak w czasach „przy kasie”. Część prac wykona szwagier szwagier milionera A. Mózgiem wizualnym całej inwestycji będzie moja koleżanka z pracy, której męża wyciągałem z kłopotów. Projekt budowlany przygotuje matka mojego dobrego kumpla. Najwięksi klienci w mojej firmie to ludzie „z polecenia”. Do drugiej pracy poleciła mnie przyjaciółka, a ja z kolei poręczyłem tam za kilka osób. Dom, w którym mieszkał ocieplał mój klient, teraz zlecenia dali mi dwaj jego kuzyni.
Taka sieć powiązań jest niezbędna, sam nikt nic nie zdziałał.