Mieszkam w dużym mieście. Znajduje się w nim kilkadziesiąt stacji paliwowych. Ceny benzyny, co oczywiste, znacznie się różnią. Dzisiaj wykonałem objazd, aby sprawdzić, czy opłaca się krążyć w poszukiwaniu tańszego paliwa. Pomijam zupełnie jakość tego paliwa, mówimy o wyliczeniach Janusza Nosacza – czyste ceny.
Najtańszą etylinę (Pb95) znalazłem na stacji przy centrum handlowym – 4,46 zł. Z kolei blisko mojego domu mogę zatankować się za 4,66 zł. Obie stacje dzieli ok. 10 km. Aby zatankować pojazd muszę przejechać zatem prawie 20 km. Przy spalaniu na poziomie 8 l/100 km (osiągalnym raczej w niedzielny poranek, a nie w korku) na dojazd zużyję 1,6 l paliwa. Jeśli bak mojego auta mieści ok. 45 l to wyliczenie opłacalności będzie wyglądało następująco:
Stacja najtańsza: 45 l x 4,46 = 200,7 + koszt paliwa zużytego 7 zł = 207,70 zł.
Stacja pobliska 45 l x 4,66= 209, 70 zł.
Udając się na najtańszą stację w mieście w rzeczywistości zarobię 2 zł na każdym tankowaniu, czyli 2-4 zł miesięcznie.
Już wiecie dlaczego tankuję na niej wyłącznie przejeżdżając niedaleko. Gdybym jednak miał samochód o zbiorniku 70 l, palący 6 l/ 100 km (realne w przypadku Diesla) gra byłaby warta świeczki (różnica prawie 9 zł, czyli 18 zł miesięcznie).