W odmętach internetu natrafiłem na prawdziwy skarb książkę pod wiele mówiącym tytułem „Ogród warzywny na 200 metrach kwadratowych. Jak z takiego ogródka mieć dosyć jarzyn na cały rok na trzy osoby”. Dostęp do niej tutaj: link
Przeczytałem ją jednym tchem (co nie stanowi wielkiego osiągnięcia, liczy bowiem niespełna 30 stron). Teraz jako mini-rolnik postanowiłem sprawdzić zawarte w niej idee pod kątem praktycznego wykorzystania. Czy są nadal aktualne? Jeśli tak, to zapowiada się obiecująco. W dobie malejących rodzin (trzy osoby stanowią obecnie standard) istnieje szansa na wykorzystanie modnych przydomowych ogródków jako podstawy „warzywnej samowystarczalności”. Ponieważ przez blisko sto lat wiele się zmieniło, czas powiedzieć „sprawdzam”.
Autor czyni trzy założenia:
- powierzchnia 200 m2,
- rodzina liczy trzy osoby, każda z nich zjada dziennie 0,5 kg warzyw (rodzina rocznie blisko 520 kg) a więc planowany plon z m2 wynosi 2,6 kg (tj. prawie 30 ton z hektara),
- na pracę poświęcamy średnio 1 godzinę dziennie (7 godzin w tygodniu).
Pierwsze założenie brzmi kusząco. 200 m2 to trawnik i iglaki przy moim bliźniaku prawie w centrum miasta. Przeciętny ogródek w ROD to 300 m2. To założenie ma sens.
Ze spożyciem warzyw może być trochę inaczej. 0,5 kg warzyw dziennie. To ok. 2-3 ziemniaki. Może 100 lat temu wystarczało. Teraz jemy znacznie więcej jarzyn. Jeśli jednak ziemniaki zastąpić kaszą, makaronem, ryżem, to takie założenie może mieć sens (wkrótce napiszę ile warzyw zjada moja rodzina). Planowany plon wynosi sporo – 30 ton z hektara. Wydaje się być jak najbardziej możliwy. Wynika to z dwóch faktów. Po pierwsze, ciągu minionego stulecia średnie plony znacznie wzrosły, co stanowi efekt upowszechnienia się nawozów sztucznych. Po drugie, znaczny udział w zbiorach mają warzywa wytwarzające duży plon, a więc tzw. okopowe (buraki, marchewka, ziemniaki/kartofle/pyry, rzepa), fasola, ogórki, pomidory. Z pewnymi roślinami mam już doświadczenie, ale w przyszłym roku założę ogródek dokładnie taki jak w książce i podzielę się z Wami swoimi uwagami.
I rzecz najbardziej kusząca – niewielka ilość pracy, tylko 7 godzin. Nie wiem czy macie świadomość ile to jest? Współczesny człowiek lubi wypoczywać. W ciągu tygodnia pracuje od rana do wieczora. Czy znajdzie codziennie jedną godzinę (a z przebraniem, myciem, czyszczeniem narzędzi 1,5 godziny) dziennie aby popracować w ogródku? Czy poświęci na to całą sobotę? Ja, w swoim imieniu odpowiadam – tak. Nie każdy musi się ze mną zgodzić.
I na koniec tego wpisu – dobór warzyw. Zostały one tak wyselekcjonowane, aby były dostępne przez cały sezon, czyli jak najdłużej. Zaczynamy w maju rzodkiewką i sałatą, kończymy na jesieni. A oto spis: marchewka, karotka (marchew na soki), pietruszka, buraki, cebula, fasola, groszek, kukurydza, brukiew, rzepa, sałata, kapusta, szpinak, pomidory, ogórki, kartofle, szparagi. Z uwagi na współczesne wymagania i nawyki wyeliminowałbym tylko brukiew i rzepę, zastępując je cukinią i ogródkiem ziołowym. Oczywiście trzeba samemu dobrać odmiany, bo większości przedwojennych nie ma już na rynku.
Jak widzicie, książka generalnie broni się nadal. Jest napisana prostym językiem, konkretnie i da się ją przeczytać w pół godziny. Niektóre warzywa stanowią wyzwanie (np. szparagi), ale już rozsadę pomidora można kupić na każdym targu. Próbujcie.