Ostatni wpis poświęciłem prostej koncepcji na prowadzenie budżetu domowego – żyj za 2/3 dochodów, a 1/3 oszczędzaj (inwestuj). Rada pochodzi sprzed 150 lat. Czy jest wykonalna nadal?
W mojej ocenie, każdy kto chce być „przeciętnym milionerem” powinien ją sobie brać do serca. Wprawdzie jest bardziej restrykcyjna niż „odkładaj 10% dochodu”, ale też i szybciej pozwala dojść do zamożności.
Teraz czas na wyjaśnienia. „Przeciętny milioner” to ktoś zarabiający średnią krajową (lub 2 średnie na kilkuosobową rodzinę) i wierzący w to, że w ciągu 35 lat zostanie milionerem. Nie jest to rada dla żyjących za pensję minimalną. Wtedy faktycznie trudno poradzić sobie za 2/3 dochodu (chyba, że mieszka się „przy rodzinie”).
Po drugie, do tej średniej krajowej warto dorzucić 10% dodatkowych dochodów.
Po trzecie, nie mówię tego teoretycznie. Sam przez wiele lat oszczędzałem 1/3, a w niektórych okresach i większą część osiąganego przeciętnego dochodu, pomimo posiadania 2 dzieci. W tamtym okresie jeździłem używanym samochodem, wakacje spędzałem w Polsce, i generalnie żyłem poniżej stopy dochodu.
Po czwarte, nie twierdzę, że jest to łatwe, ale z pewnością możliwe (patrz pkt 3). Wymaga rezygnacji z wielu rzeczy uważanych przez otoczenie za oczywiste.
Po piąte, nie każdy musi uznać tak radykalne oszczędzanie za sensowne z jego punktu widzenia. Są ludzie, którzy mają inne cele niż zostanie milionerem (np. chcą zwiedzać świat, dopóki nie pojawią się dzieci). Szanuje takie osoby, informuję tylko – nie da się i mieć ciastka i go zjeść.
Po szóste, dla osiągnięcia miliona równie kluczowe są wyniki z inwestycji. Tylko wtedy, gdy są zadowalające uda się odłożyć milion.
Z jakich wydatków Pan rezygnował? Co ograniczył, co inni uważają za oczywiste?
We wpisie mówiłem o rezygnacji z wydatków, które moje otoczenie (w tym koledzy z pracy) uważa za konieczne. Wprawdzie pisałem o tym trochę, ale informacje były rozsypane w różnych postach. A zatem odpowiadam. Praktycznie wyeliminowałem z życia alkohol. Piję 2-3 piwa i może 1 butelkę własnej nalewki rocznie. Nie chodzę po restauracjach, kawiarniach itp., w ogóle unikam gotowego jedzenia. Ubrania kupuję w ściśle określonej liczbie, za określoną cenę i w zasadzie zawsze na wyprzedażach (chyba, że coś się nagle zniszczy). Tam, gdzie to możliwe staram się chodzić piechotą/docierać na rowerze (ograniczenie zużycia paliwa, ale i całego samochodu). Zamieniłem wannę na prysznic (oszczędność wody – 1/3 całkowitego zużycia). Wiele prostych (i nieco trudniejszych) napraw/remontów wykonuję sam. Sam uprawiam warzywa i owoce na przetwory i własne potrzeby. Nie korzystam z wczasów all inclusive i wakacje najczęściej spędzam w Polsce. To tyle tytułem przykładu.