Pomysł na tytułowy wpis pojawił się, kiedy podczas mojej ostatniej choroby podczytywałem ulubione forum o oszczędzaniu. Osoba o przeciętnych dochodach (ok. 6 tys. miesięcznie na rodzinę) dziwiła się dlaczego tak ciężko się żyje z kredytami na głowie (hipoteczny i samochodowy). Nijak nie potrafiła zrozumieć, że wydając na spłatę kredytu 50% dochodu nagle tak na prawdę żyje za jedną pensję. I jak to mówił bohater bajki – kończy się rumakowanie.
No właśnie, czy rodzinę z przeciętnym dochodem stać na nowe auto?
Dokonując analizy, czynię następując założenia. Samochód jest całkiem przeciętny (klasa kompakt, podstawowy silnik), czyli cena nie przekroczy 60 tys. i raczej nie wystarczy na diesla. Rodzina ma oszczędności (przynajmniej 20% na wkład własny lub zakup całkowicie za gotówkę). Alternatywą jest rozejrzenie się za autem używanym. Zaczynamy.
Aby zastanowić się – stać nas czy nie – trzeba znać realne koszty. Składają się na nie: paliwo, ubezpieczenie, przegląd, naprawy, to oczywiste. Ja dodaje jeszcze koszty kredytu, utratę wartości i ewentualnie nieuzyskane odsetki.
Koszt paliwa zależy od rocznych przebiegów. Ja zakładam około 1000 km miesięcznie. Przy obecnych cenach benzyny (ok. 4,4 zł/l) trzeba być przygotowanym na ok. 310 zł miesięcznie.
Ubezpieczenie to pochodna miejsca zamieszkania i często posiadanych zniżek. Sądzę, że wystarczy 130 zł miesięcznie (jednorazowy roczny wydatek 1600 zł), przy założonej przez nas wartości samochodu.
Pierwsze przeglądy nie są drogie. Zmieścimy się w ok. 60 zł miesięcznie (jednorazowy wydatek ok. 700 zł).
Na naprawy teoretycznie nie wydamy. Ale przecież trzeba kupić opony (w tym zimowe), wycieraczki. Zużywają się części eksploatacyjne. Przyjąłem realny koszt 50 zł miesięcznie.
Podsumowując, przeciętna osoba powie – stać mnie – to tylko 550 zł miesięcznie. Co więcej auto używane wcale nie będzie tańsze (chyba że założymy gaz). Za paliwo zapłacimy podobnie (310 zł), za ubezpieczenie niewiele taniej – 100 zł, przegląd w stacji nieautoryzowanej ok. 40 zł. Tylko naprawy zależą od szczęścia i wyboru konkretnego egzemplarza. Skoro jednak to prosty silnik benzynowy, nie powinno być drożej niż 100 zł miesięcznie. Razem używany samochód będzie kosztował, według zdania przeciętnej osoby ok. 550 zł, czyli tyle samo co nowy. Skoro tyle samo, to po co przepłacać?
Niestety to tylko pozory. Jeśli mamy gotówkę, to musimy ją wydać. Tracimy w ten sposób przyszłe odsetki. Różnica pomiędzy nowym a używanym autem (30.000 zł) to ok. 900 zł rocznie (75 zł miesięcznie) nieuzyskanych odsetek. Dochodzi jeszcze utrata wartości. Nowy wóz, kupowany na 5 lat, stracił połowę początkowej ceny – 30.000 zł (co oznacza 6000 zł rocznie i 500 miesięcznie). Używany też zmniejszy wartość o połowę, ale to tylko 250 zł. Zatem, nawet jeśli dysponujemy oszczędnościami, koszt samochodu salonowego wyniesie 1200 zł (550 zł +150 zł + 500 zł), a używanego tylko 875 zł (550 zł + 75 zł +250 zł).
Zakup na kredyt zmienia tę proporcję jeszcze bardziej, o dodatkowe 150 zł miesięcznie. Wtedy zamiast 1500 zł zł mamy koszt ok. 1000 zł. I nagle okazuje się, że utrzymanie samochodu zabiera 1/4 dochodu. Czy przeciętną rodzinę na to stać? Jeśli zrezygnuje z oszczędzania i ma mieszkanie kupione za gotówkę – może tak. Czy warto? Nie sądzę. Oczywiście, nawet ten 1000 zł to nie koniec drogi. Można kwotę tę jeszcze zmniejszyć (co jednak powodowałoby porównanie dwóch zupełnie różnych aut). O tym jutro.