Jak zauważyliście pod artykułem dot. zmiany cen nieruchomości na przestrzeni 80 lat wywiązała się zażarta dyskusja. Postaram się zatem jeszcze raz odnieść do różnicy poziomu życia (ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji mieszkaniowej) na przestrzeni tych lat.
Każdemu piewcy możliwości kupna mieszkań za Sanacji proponuję przeczytać „13-pięter” Filipa Springera, co nie zmienia postaci rzeczy, że wtedy mieszkania były relatywnie tańsze, ale paradoksalnie gorzej dostępne. Działo się tak z kilku powodów.
Pierwszym była ogromna nędza większości obywateli. Na dzisiaj niewyobrażalna. Jej symbol to stawka przedwojennej prostytutki równa cenie bochenka chleba. Bezrobocie oficjalne znacznie przewyższało obecne, a dochodziło do niego jeszcze ukryte bezrobocie np. na wsi.
Drugim – tani kredyt dostępny dla ówczesnych deweloperów, a nie zwykłego Kowalskiego. Ten mógł iść do lichwiarza lub kogoś kto oprocentowywał znacznie wyżej – 8-10% niż obecne stawki (mój kredyt hipoteczny 1,67 %, a 10 lat temu 5-6%).
Trzecim – budowało się pod wynajem nie na sprzedaż. Większość stać było na wynajem mieszkania, na jego zakup nie. Stąd kamienice czynszowe, a nie dzisiejsze apartamentowce. Oczywiście tylko w miastach. Na wsi królowała drewniana chałupa bez jakichkolwiek mediów, składająca się z dwóch izb. Porównując domy z epoki Gierka i dzisiejsze – bez porównania.
Czwartym – większość środków szła na przeżycie. Dzisiaj piszę o oszczędzaniu, inwestowaniu, dla osób na poziomie przeciętnej pensji. Wtedy nawet dobrze zarabiający (np. mój dziadek) musiał się mierzyć z ceną butów oficerek na poziomie 90 zł tj. 1/2 nauczycielskiej pensji . Przeliczając na dzisiejsze 1500 zł. Dlatego na wsi lepsze buty były w ilości 2 szt na chałupę i to wśród gospodarzy. Reszta chodziła w łapciach, chodakach itp.
Życie było niezmiernie drogie, mniej się jadło. Nawet na wsi większość produktów szła na sprzedaż. Wystarczy poczytać wspomnienia. Obiad pracującego gospodarza to ziemniaki z kwaśnym mlekiem. Dzisiaj tak jedzą tylko bardzo biedni i mega sknery. Mięso było raz w tygodniu i to w bogatszych wiejskich domach (a na wsi mieszkało 70% ludzi). Chłopi prawie nie kupowali produktów przemysłowych.
I teraz mieszkania. Przyjmuje za prawdziwą cenę z komentarza – 20-30 tys. za mieszkanie w Warszawie) i znalazłem tego potwierdzenie link – 2 pokoje miały cenę rynkową 30 tys. zł. Jak wynika z podlinkowanego artykułu mogli sobie na niego pozwolić przedstawiciele wolnych zawodów. Zakup wyglądał tak: 15 tys. gotówką od razu, druga połowa w ciągu roku. Budynek zasiedlili pisarze, adwokaci, architekci. Te 30 tys. to było 100 pensji urzędnika (54 % pracowników z warszawskiego ratusza zarabiało poniżej 250 zł), a sam prezydent ponad 3000 zł.