Pytanie ma podwójny sens – dosłowny i przenośny. Niewątpliwie dla większości inwestorów większe znaczenie ma ten pierwszy, ale i o drugim nie można zapominać.
Inwestując w stylu slow, nie nastawiam się na ogromne zyski. Zakładam, że skoro sam Warren Buffet osiągał średniorocznie 20%, to każdy wynik zbliżony będzie ogromnym sukcesem. Zresztą biorąc pod uwagę majątek mędrca z Omaha wynik opiera się na trzech zmiennych – przyzwoity zysk + długi czas (kilkadziesiąt lat) + brak większych strat. I to staram się powtórzyć.
Oczywiście są lata lepsze (+50%, a z dywidendą nawet +60%), jak i gorsze (akcje na „0” i 5% dywidendy), ale średnia wychodzi całkiem niezła (ok. 15% rocznie przy uwzględnieniu dywidendy).
Kiedy patrzymy na spektakularne wyniki tzw. spółek prowzrostowych (+13.800% na CD Projekcie w ciągu 10 lat, co oznacza, że ktoś, kto w najlepszym momencie kupił akcje za 2.000 zł (gdy kosztowały 0,63 zł), dzisiaj ma 1.260.000 zł, a jeśli za 10.000 zł, cieszy się z 6.301.581 zł (słownie: sześciu milionów trzystu jeden tysięcy pięciuset osiemdziesięciu jeden złotych). To potrafi rozpalić wyobraźnię.
Mnie jednak wystarcza moje 15%. Dlaczego? Po pierwsze uważałem na lekcjach matematyki. Prawdopodobieństwo zarabiania solidnych 10-15% na spółkach o solidnych fundamentach, w dodatku kupionych tanio, jest znacznie większe niż kupienie następcy CD Projektu w odpowiednim momencie (bo np. wcześniej ta sama spółka spadła z 150 zł do 0,63 zł).
I dochodzimy do sedna. Nie chodzi nawet o te spokojne 15%, ale o spokój. Wiem, że zarobię, nie stresuje się, nie podlegam skrajnym emocjom. A ten spokój, z wiekiem oznacza już zwycięstwo,