Proste pytanie, prosta odpowiedź. Kupować, gdy tanio, sprzedawać, gdy drogo. Tylko co znaczy „tanio” i „drogo”. O tym będzie dzisiejszy wpis.
W poprzednim poście, traktującym o metodach inwestowania trochę się zdradziłem. Uważam, że warto polować na okazje inwestycyjne. Są nimi sytuacje spadków ceny o minimum 1/3, a najlepiej o połowę.
Już to założenie pozwala mi wyruszać na rynek maksymalnie raz w roku, a w zasadzie raz na 2-3 lata. Jest zatem mega slow. Bo 2 razy w roku (początek i lipiec) dokonuje analiz. Nie otwieram gazet giełdowych. Gdy na parkiet leje się krew, piszą o tym popularne serwisy. To mi wystarcza.
Podam dwa przykłady – rok 2015 i obecny kryzys koronawirusowy. Ktoś zyskał, ktoś stracił. A ceny leciały i tak. Taki KGHM (nie żebym go polecał) spadł w lutym/marcu z prawie 100 zł do 48. Teraz kosztuje 127 zł. Dało się zarobić? Spokojnie.
A teraz 2015. WIG 20 spadł z 2500 pkt do 1800 w ciągu kilku miesięcy. Gospodarka w tym czasie rosła, a wraz z nią zyski spółek.
Takie momenty lubię, na nie czekam. Wtedy kupuję. I Wam radzę to samo.
A co robisz dzisiaj? 🙂
Ja kupuje, nie wiem co bedzie dalej ale w dlugiej perspektywie wierze w Polske.
Trzymam i szukam okazji.Na razie nie ma ich zbyt wiele, a poruszam się w wąskich branżach – budownictwo, informatyka, ochrona zdrowia. Myślałem o Marvipolu, ale raczej za 4 zł, a nie 5.
Wierzę w polskich przedsiębiorców, ale jak widzę co się wyrabia w prawie (te wszystkie bezkarności+, szaleństwo ustaw anty-covid) i spółkach skarbu państwa (Ostrołęka), a jeszcze dodam dodruk pieniądza i zadłużanie to wątpię w perspektywy gospodarki jako całości. Dlatego coraz śmielej przymierzam się do zaglądania za ocean.