Dzisiejszy wpis odnosi się zarówno do kwestii finansowych, jak i szeroko pojętego stylu życia. Przez życie zawodowe zbieramy bowiem cały zestaw rzeczy, ale i nawyków, których warto się pozbyć, bo utrudniają funkcjonowanie za 1/3 dochodu. Dlatego idealnym lekarstwem wydaje się być uproszczenie. Czym ono jest?
Widziałeś z pewnością barokowe kościoły. Ich bryła, ale przede wszystkim wnętrza pełne są ozdób. Kiedy później odwiedzasz świątynię klasycystyczną czujesz spokój płynący z surowości, ale nadal dostrzegasz piękno. I na tym właśnie polega uproszczenie życia. Pozbawienie go zbędnych elementów, a pozostawienie samej esencji, smaku. Zaprzeczeniem tej idei jest zarówno trwanie w szaleństwie późnego baroku, jak i zmierzanie do ascezy średniowiecza tj. eliminowanie wszelkich przyjemności. W przypadku emerytury dążenie do swoistego minimalizmu wydaje się najbardziej sensowną opcją. Ale dość już filozofii, czas na przykłady z życia wzięte.
Zamień dom na mieszkanie. Pięciopokojowy, podpiwniczony bliźniak, w którym teraz mieszkamy, był wcześniej własnością pewnej wczesnoemerytalnej wdowy. Kiedy dzieci wyprowadziły się, nagle ten dom stał się dla niej za duży i to z kilku powodów. Po pierwsze, nie potrzebowała tylu pokoi, De facto przebywała w dwóch – salonie i sypialni. Po drugie, nie miała siły sprzątać całości, a do tego zajmować się ogrodem. I wreszcie, opłaty za ogrzewanie kompletnie ją zabijały. W nieocieplonym domu (a ocieplenie miało kosztować kilkadziesiąt tysięcy) w styczniu przychodził rachunek za gaz ok. 2000 zł, a przecież na tym nie kończyły się wydatki. Ogród potrzebował coraz droższej wody, prąd także kosztował, potrzebne były różne drobne i grubsze remonty (kuchnia bez płytek, z deskami na podłodze, parkietom przydałoby się ponowne lakierowanie). Czyli, krótko mówiąc, wyglądało to wszystko bardzo słabo. Po nieudanej próbie mieszkania z kuzynką (podzieliły koszty na pół), podjęta została decyzja – sprzedaż domu. W efekcie, nasza poprzedniczka znalazła się w dwupokojowym mieszkaniu, pasującym do jej sytuacji i kosztującym miesięcznie przewidywalne 500 zł, bowiem spadły koszty wody (nie było ogrodu), prądu (mniej pomieszczeń, brak pompy c.o.,) ogrzewania (120 zł miesięcznie zamiast 450 zł). Nowe lokum nie potrzebowało też remontu, a w kieszeni zostało około 250 tys. zł (40% wartości domu). W efekcie emerytka upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu – dostała zastrzyk gotówki i obniżenie kosztów życia.
Wyprowadź się do mniejszego mieszkania. Podobnie mają osoby, które zajmują 4-5 pokojowe lokale. Jednej, dwóm osobom spokojnie wystarczą 2 pokoje. Z drugiej strony, wiele młodych rodzin (lub szukających pod wynajem dla studentów) dopłaci za zamianę i tzw. nadmetraż na tym samym osiedlu. Ponieważ czynsz uzależniony jest od powierzchni, pozbywając się np. 30 m2, nie tylko dostajemy ich równowartość w gotówce (dzisiaj ok. 100-300 tys. zł), ale obniżamy opłaty o kilkadziesiąt procent. Nie tracimy przy tym komfortu, bo z tych dodatkowych 2-3 pokoi nie korzystaliśmy, a ktoś musiał je sprzątać.
Zmień samochód na oszczędniejszy albo… całkiem z niego zrezygnuj. Kwestii samochodu poświęciłem już część jednego z wpisów serii. Tutaj skoncentruję się na tylko jednym aspekcie – ograniczeniu kosztów i uproszczeniu życia. Własne auto wymaga zabiegów, im starsze i bardziej skomplikowane, tym więcej. Co oczywiste spala też spore ilości paliwa. Tymczasem emeryci używają samochodu głównie do dojazdów na działkę i ewentualnie większego wyjazdu 1-2 razy w roku. Wszystko. Teraz, zwłaszcza w dużych miastach, powstały alternatywy. Wypożyczalnie samochodów (nawet na minuty), dobry transport zbiorowy, wczesny emeryt (jak np. moja siostra), korzysta często z roweru. Nagle okazuje się, że własne auto przestaje być must have, bo za 100-150 zł/dzień można coś wypożyczyć na tygodniowy wyjazd. A ten 1000 zł, to równowartość opłaty za ubezpieczenie albo przeglądu. Jeśli nie chcemy całkiem rezygnować z dobrodziejstwa własności, może czas rozejrzeć się za czymś mniejszym. Skoro dla mnie, obdarzonego sporą rodziną, w większości wypadków (wakacje), wystarcza Fiat 500, to dla pary emerytów będzie również całkiem wystarczający (a są jeszcze nieco większe: Fiat Panda, Fiat Punto, Dacia Sandero, Logan itp.). Roczne stałe koszty utrzymania przy niewielkich przebiegach (do 5-6 tys. km bez paliwa czyli przeglądy, ubezpieczenie, naprawy) wyniosą średnio 100-120 zł miesięcznie, a z paliwem powinniśmy się zmieścić w 200-220 zł i … nadal mamy coś swojego.
Przestań kupować. W pewnym wieku (ja osiągnąłem to ok. czterdziestki) nagle okazuje się, że większość rzeczy już mamy. I chodzi tu zarówno o tzw. rtv-agd, jak i narzędzia, sztućce, dywany itp. Czy przestajemy kupować, albo ograniczamy się do niezbędnych wymian? Oczywiście, nie. Na emeryturze zyskujemy czas, który możemy…. przeznaczyć na chodzenie po sklepach. A nic tak nie powoduje wydatków jak wykreowane potrzeby. I nagle emeryt kupuje kolejny wielki telewizor (dobrze jak nie na raty) za równowartość dwóch swoich świadczeń. Nie dajmy się wpędzić w tę spiralę, bo prowadzi ona donikąd.
Sprzedajmy zbędne rzeczy. Tu muszę uderzyć się we własne piersi. Oboje z żoną wywodzimy się jeszcze z PRL-u, czyli czasów, w których nie pozbywano się rzeczy, ale gromadzono je … bo mogą się przydać. Ja trochę nauczyłem się z tym walczyć (z naciskiem na trochę), ale i tak dostępujemy istnego szaleństwa. Kiedy mieliśmy 2-pokojowe mieszkanie było ok. Potem zagospodarowaliśmy 3 pokoje. Teraz mamy pięciopokojowy dom, piwnicę, garaż, strych i tylko na tym ostatnim na razie nic nie trzymamy. Moje zapędy, żeby coś wyrzucić (np. starą szafę, w której leżą stare walizki, używane ostatnio 5 lat temu), gaszone są w zarodku. Ja z kolei mam mnóstwo narzędzi, śrubek, części elektronicznych itp. Przechowałem nawet stare drzwi do domu…żeby kiedyś je spalić (doskonały dąb). Mam mocne postanowienie poprawy i usunięcia tego śmiecia do emerytury, bo za taką powierzchnię… trzeba przecież płacić. Dodatkowo np. za stary rower ktoś zapłaci (choćby symboliczne 100 zł). To sposób na odłożenie na wakacje i danie nowego życia, dobrym jeszcze przedmiotom.
Porzuć kosztowne hobby. Jednym z głównych źródeł wycieku pieniędzy, zwłaszcza u ludzi, którzy twierdzą, że już nie da się nic oszczędzić jest hobby. Często kosztowne hobby. Znowu posłużę się przykładem. Jeden z moich kolegów lubi jeździć na nartach. Nic wielkiego, ale zawsze w planach są co najmniej dwa tygodniowe wyjazdy narciarskie rocznie. Jak przekłada się to na wydatki? Każda wyprawa odbywa się w większym gronie i oznacza wydatek minimum 5000-6000 zł, lub jeśli wiedzie w Alpy to raczej 8000-10000 zł. Czyli dwie wycieczki rocznie to przeciętnie 900-1300 zł miesięcznych oszczędności. A są hobby kosztowniejsze, np. ściganie się samochodami, modelarstwo, konie. Nie mówię, żeby przestać cieszyć się życiem, ale jeśli chcemy poprzestać na państwowej emeryturze, to niestety z czegoś trzeba zrezygnować. Lepiej zostawić hobby na które nas zwyczajnie stać.
Przestań palić. Zawsze namawiam – przestańcie palić. Efekt będzie zarówno zdrowotny jak i finansowy. Obecnie paczka papierosów kosztuje ok. 17-20 zł. Miesięczne wydatki przeciętnego palacza to 500-600 zł miesięcznie, wydane na zmarnowanie sobie zdrowia. Zupełnie bez sensu. Przejście na emeryturę to dobry moment, żeby rzucić. Lepiej pozbyć się wydatków na papierosy niż na leki.