Nie chciałbym zostać źle zrozumiany. Możliwe są szczęśliwe wyprowadzki na wieś. Oto jedna z nich.I żyli długo i szczęśliwie.
On i ona. Małżeństwo z dziećmi w wieku wczesnoszkolnym. Ona nie pracuje zawodowo (zajmuje się domem), on jest freelancerem i pisze książki. Krótko mówiąc – nie muszą codziennie dojeżdżać (poza dowozem dzieci na lekcje – codziennie ok. 1 godziny, czyli tyle co w mieście), pojawiać się w cudzej firmie i tkwić tam minimum 8 godzin. Wcześniej wynajmowali mieszkanie w większej aglomeracji i płacili za nie nieco mniej niż rata kredytu na ich własny dom, wybudowany oszczędnie i częściowo własnymi rękami. Finansowo wyprowadzka wypada na 0.
Dodatkowo wrośli w lokalną społeczność, żyją po wiejsku, z psami, kotami, bez pośpiechu. Mają czas na kawę na tarasie i wycieczkę do lasu. Oczywiście mąż, jak to freelancer, ma okresy intensywnej pracy, ale kiedy one miną, znowu jest czas na wszystko co ważne.
Oczywiście, nie przeszli jeszcze największego sprawdzianu, nastolatków w domu. Najbliższe liceum jest w mieście powiatowym, a to oznacza dojazdy 20 km i tylko samochodem. Trzeba będzie nadal wozić, najpierw na lekcje, potem do kolegów. Na studiach może być jeszcze gorzej (zapragną własnych aut). Ale trzymajmy się teraźniejszości – sielanka.