Moje miejsce w górach. Część VII.

Kupowanie samej działki ma jeden skutek – kiedyś trzeba będzie ją zabudować. Dla jednych to zaleta, zawsze można zrobić to po swojemu. Najpierw wynająć architekta, który dokładnie zrealizuje naszą wizję i uszyje dom na miarę, potem budować, z takich materiałów jak chcemy i tak jak chcemy.  Kupujący gotowy dom nie mają takiej możliwości.

Sytuacja trochę się zmienia, gdy mówimy o inwestycji prowadzonej prawie 400 km od domu. Wtedy każde uzgodnienie, każda konieczność bycia na miejscu zmienia się w wyprawę. Nie da się też codziennie nadzorować budowy trwającej rok, aktywnie pracując zawodowo. Trzeba zaufać wykonawcom i przyjeżdżać (koszty!) tylko w najistotniejszych momentach. Dlatego poszukiwanie mojego miejsca w górach zacząłem od mieszkań lub gotowych domów. Po przejrzeniu kilkunastu ofert, wniosek był jeden – ryzykujemy. Mieszkania to albo rudery, wymagające i tak wielu prac budowlanych, albo realizacje kompletne, ale zupełnie nie w moim guście, przy tym w cenie przewyższającej znacznie ich realną wartość. Domy z kolei, jak jeden mąż, aż się prosiły o kapitalny remont, a ich cena była równa cenie działki i kosztom budowy. Te, które miały które miały klimat i potencjał oraz rozsądną cenę, znajdowały się w miejscu z bardzo trudnym dojazdem, co wykluczało zimowe korzystanie.  Moja działka ma doskonałą lokalizację i to przeważyło. Nieruchomości nie da się przenieść.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *