Czytając mojego bloga pewnie już wiecie, że moim ulubionym sposobem porządkowania wydatków jest tworzenie specjalnych funduszy. Jeden z nich to fundusz wakacyjny. Dzisiaj opiszę jak działa, jak gromadzę na nim środki i jak je wydaję.
Fundusz wakacyjny zasilam trzema źródłami: comiesięcznymi wpłatami z bieżących dochodów (10% moich miesięcznych oszczędności), wpłatą z rocznej nagrody w pracy oraz wypłacanymi mnie i żonie wczasami pod gruszą. Rok obliczeniowy zaczynam we wrześniu i kończę 31 sierpnia (tak jak wakacje). Oto moje obliczenia w ostatnim roku:
- comiesięczne zasilenia – 12*350 zł= 4200 zł,
- nagroda roczna – 3000 zł,
- wczasowe – 2500 zł,
RAZEM: 9700 zł.
Teraz czas na wydatki. Zgromadzone pieniądze muszą mi wystarczyć na dany rok (czasami korzystam z oszczędności z poprzednich lat). W mijającym roku wykonanie wyglądało tak:
- obozy sportowe (lato i zima) – 1300 zł,
- wspólny wyjazd na narty – 1300 zł,
- wycieczki szkolne dzieci – 2300 zł,
- nauka windsurfingu dzieci – 500 zł,
- przedłużony weekend w kamperze – 1200 zł,
- wspólny letni wyjazd całej rodziny – 3100 zł,
RAZEM: 9700 zł.
Udało mi się zrównoważyć wydatki z dochodami. Całą rodziną wyjeżdżaliśmy 3 razy (lato, narty, kamper). Najstarszy syn pojechał ze szkołą na zagraniczną wycieczkę, młodszy był na dwóch tygodniowych obozach sportowych, obydwaj podczas pobytu u dziadków nad jeziorem mieli kilka lekcji windsurfingu.
Oczywiście kwoty są mniej istotne, ważniejsza jest zasada – planowanie w ramach posiadanych środków i regularne wpłaty. Ponieważ zaczynam zbierać od września, w zimie znam już swój budżet i mogę go planować (dostałem nagrodę roczną, a środki z wczasowego mają stałą wysokość). Sztywne elementy planu wydatków są trzy: obozy sportowe (o stałej cenie ok. 500-700 zł za każdy), zagraniczna wycieczka szkolna (koszt ok. 1500-2500 zł w zależności od kraju), wspólny wyjazd letni. Jeśli pieniędzy jest mniej (nagroda roczna niewysoka), wakacje będą w Polsce. Jeśli więcej, mogę albo dołożyć dodatkowe cegiełki (w tym roku windsurfing, kamper, narty), albo pojechać za granicę (zeszłoroczny urlop w Chorwacji kosztował nas 6500 zł) .
W sumie zarządzanie budżetem wakacyjnym nie zajmuje mi więcej niż 1 godzinę miesięcznie, a wiem, że wszystko jest pod kontrolą.