Jakiś czas temu jeden z blogerów umieścił wpis o sensacyjnie brzmiącym tytule, obiecującym przejście na emeryturę w ciągu kilku lat. Ponieważ lubię dowiedzieć się czegoś nowego, zacząłem czytać. Szczerze mówiąc, spodziewałem się raczej historii wspaniałych inwestycji. Jakie było moje zdziwienie, gdy doczytałem, że wystarczą zupełnie zwyczajne stopy zwrotu (rząd kilku procent). Krótko mówiąc, wpis opierał się na jednej radzie – trzeba oszczędzać 95% zarobków. Czy to jest w ogóle wykonalne?
Od razu odpowiadam. W świecie oszczędnego milionera – nie. A dlaczego? Powody są dwa. Droga oszczędnego milionera opiera się o trzy filary:
- przeciętne zarobki,
- zakaz sknerstwa,
- trójkąt zamożności.
Gdyby przyjąć przeciętne zarobki na poziomie proponowanym przeze mnie (średnia krajowa + 20% jako dorobienie), singiel o dochodach w okolicach 3000 zł, musiałby żyć za… 150 zł miesięcznie. DINKS-y za 300 zł na parę. To tak nie działa. Także kolejne filary zostają potrzaskane. Zakaz sknerstwa to m.in. niedopuszczanie myśli o żerowaniu na innych oraz oszczędzaniu na podstawowych potrzebach. Bez tego nie da się żyć za 150 zł/osobę. Samo jedzenie kosztuje więcej, a gdzie koszty dachu nad głową, ubrań itp. ? No właśnie, muszą być pobrane z kieszeni rodziny, współlokatora. Czyli sknerzymy. Także trójkąt zamożności tak nie działa. Jak pamiętacie ma on trzy boki: oszczędzanie, zarabianie, inwestowanie. Powinny być mniej więcej równe. Tymczasem żyłując oszczędności, przestajemy zwracać uwagę na pozostałe elementy.
Jako minimum kosztów życia na osobę przyjmuję tzw. minimum socjalne tj. 1077 zł (dane za grudzień 2015 r.). Jeszcze niżej jest minimum egzystencji (granica biologicznego wyniszczenia) – 545 zł (dane za 2015 r.). Czyli, gdyby oszczędzać na wszystkim (np. wydatki na jedzenie 200 zł, na mieszkanie ok. 250 zł), aby osiągnąć poziom oszczędności wskazany przez tego blogera, musielibyśmy zarabiać ok. 10.000 zł. Zarabiać 10.000 zł (netto!) i żyć na poziomie minimum egzystencji. Jak mawiała moja babcia, trzeba mieć nie po kolei w domu. Zwróćmy uwagę, że cały czas mówimy o singlu. Rodzina 2+1 żyłaby za 1500 zł zarabiając 30.000 zł netto miesięcznie. Nie znam nikogo takiego i… całe szczęście.
Dlatego odkładanie 95% zarobków, to rada czysto teoretyczna, dla osób, które zarabiają raczej w okolicach 100.000 zł miesięcznie.
Ja nadal będę koncentrował się na wspieraniu przejścia drogi do miliona przez osoby zarabiające przeciętnie.