Duże mrozy i ostatni rachunek za ogrzewanie skłoniły mnie do zastanowienia się, czy ocieplenie domu na prawdę się opłaca. Nie mówię tutaj o wyliczeniach na potrzeby kredytów termomodernizacyjnych, ale o twarde dane z praktyki. Oto one.
Kilka lat temu kupiłem nieocieplony dom, budowany w okresie PRL-u – klasyczną kostkę. Rachunki za gaz (ogrzewanie gazowe), które płaciłem, przy jednoczesnym stałym niedogrzaniu niektórych pomieszczeń i nieciekawej elewacji skłoniły mnie do decyzji – ocieplamy.
Żeby jednak pozostawić koszty na rozsądnym poziomie ograniczyłem się do działań zewnętrznych i stropu, pomijając ocieplenie fundamentów, nieogrzewanej piwnicy i garażu.
Wynik – zużycie gazu mniejsze o 1/3 (liczone przy tych samych temperaturach zewnętrznych) oraz kieszeń lżejsza o prawie 30 tysięcy (przy okazji trzeba było wymienić rury spustowe, drzwi i obróbki blacharskie). Dużo to czy mało?
Policzmy.
Zużycie gazu przed remontem (wyłączając ten na potrzeby inne niż ogrzewanie) – 2361m3, a po remoncie 1600 m3, zysk 761 m3 czyli około 1600 zł.
Gdyby liczyć klasycznie, inwestycja zwróci się po około 19 latach. Dodając odsetki od kapitału w wysokości 2% rocznie, będzie to 30 lat. Czyli nieopłacalne?
Nie do końca. Zyskałem nową elewację (i tak musiałem ją zrobić, co kosztowałoby mnie około 12 tys. zł) i komfort termiczny – po prostu w domu jest subiektywnie cieplej. Ale, w twardych kategoriach ekonomicznych, nie było warto.