Dacia Sandero 1.5 dci. Jeszcze raz o przewagach diesla.

Jak wiecie, mam niezawodne źródło dostarczania używanych samochodów (dzięki Sebastian!). Ostatnio przyjechałem do domu wozem dla teścia – Dacią Sandero 1.5 dCi. Ten konkretny egzemplarz miał 9 lat (wersja II, 90KM) i przebieg… 37 tys. km. A oto moje spostrzeżenia po ok. 600 km.

Wygląd i wnętrze

Umówmy się, nikt nie kupuje używanej Dacii, bo urzekł go design. Ma być praktycznie i tanio. Tak jest. Miejsca sporo (dużo więcej niż w Toyocie Yaris, Volkswagenie Polo itp.). Szerokość wnętrza z tyłu – większa niż w moim byłym Hyundaiu i30. Bagażnik głęboki (można postawić walizkę na sztorc) i pojemny. Plastiki tanie, ale łatwe do utrzymania w czystości, sporo lepsze niż w Sandero I i Loganie I, ale do Fiata 500 nie ma podejścia (na poziomie Pandy).

Kto potrzebuje samochodu dla 2-3 osób – powinien poważnie rozważyć tę opcję, awaryjnie i 5 osób się zmieści.

Ceny

Teraz Dacia nie jest już taka tania (w moim przypadku, cena znacznie poniżej rynkowej). Salonowy niezbyt wyjeżdżony egzemplarz (no, ale nie poniżej 40 tys. km) kosztuje ok. 30 tys. zł. Nadal jednak, gdy porównamy z niemiecką bądź czeską konkurencją (nie mówię o japończykach – Yaris ok. 45-60 tys, km z tego rocznika – górną granicę stanowią hybrydy). Jeśli przymkniemy oko na wyposażenie (ten egzemplarz miał akurat klimę i „elektrykę”) np. audio fatalnej jakości (do poprawy do przyzwoitego za 1000 zł), za taką kasę, tej wielkości auta nie dostaniemy nigdzie.

Osiągi

Przypominam, opisuję mocniejszego diesla – w zupełności wystarczającego. Ok. 450 km z 600 km zrobiłem po dwupasmówkach. I szła jak burza (przyspieszenie 110-130 km bez problemu). Trochę miałem miasta (Poznań w gigantycznych korkach – 10 minut – 1 km), trochę krajówek z przejazdem przez miejscowości. Wszędzie pomimo obciążenia ok. 200 kg (dwóch facetów + bagaż) dawała radę.

Wersja benzynowa 65 KM gwarantuje zupełnie inne wrażenia i tej nie polecam. Ponownie – turbo + moment obrotowy robią robotę.

Spalanie

Nie uwierzycie. Temperatura ok. 2-9 st. C, bo przecinałem Polskę z zachodu na wschód nie miała wielkiego wpływu (w elektryku byłoby już +20%). Dzielę na dwie części: od sprzedającego do Poznania (ok. 70 km – niewiele po mieście, głównie krajówka, ale w częściowo w korku). Od Poznania do domu (zakorkowane miasto 10 km, krajowa 92 na odcinku 20 km, potem autostrada, obwodnica Warszawy i ekspresówka). Przez pół drogi padał deszcz (większy opór powietrza).

Pomimo tych czynników, spalanie na pierwszym odcinku – 3,4 l/100 km (prędkość od 5 km/h do 100 km/h). Na drugim (od 5 km/h do 130 km/h – głównie ta ostatnia wartość, bo autostrada) – 4,5 l/ 100km. Z takimi wynikami jeszcze się nie spotkałem. O ile na pierwszej części jeszcze przy bardzo spokojnej jeździe (a takiej nie miałem, bo spieszyłem się Poznania) dałby radę Fiat 500 (mniejszy, lżejszy) o tyle po autostradzie i w korkach – niesamowite (pomimo skrzyni piątki). Te 4,5 l/100 km to przy obecnych cenach równowartość 30 zł, a więc 12 KWh ładowanych na Orlenie w moim elektryku. Oczywiście, utrzymując w takiej temperaturze 120-130 km/h miałbym w Konie zużycie 25-26 KWh/100 km czyli 58 zł. Dwa razy więcej niż diesel.

W mieście i podmiejsko podejście ma może Yaris Hybrid, ale w takiej trasie przegra (6-7 l/100 km), no i kosztuje nie 30 tys. zł, a 2 razy tyle.

Konstrukcja silnika

W 1,5 DCi tej generacji usunięto większość wad (wcześniej zatarcie na panewkach). To niezawodna i prosta konstrukcja. Filtr cząstek stałych wypala się sam (nie musimy jechać ze stałą prędkością, dolewać płynów). Turbina ma stałą geometrię. Nie stosowano dwumasu (tańsza wymiana sprzęgła). Sprzedający ma ten motor w pracującym na siebie dostawczym Nissanie. Przez 210 tys. km lał paliwo, zmieniał olej i rozrząd. Koniec.

Podsumowanie

Dla oszczędzających – auto idealne. Jedyna wada – marne wyposażenie wielu egzemplarzy i wygłuszenie.

42 komentarze do “Dacia Sandero 1.5 dci. Jeszcze raz o przewagach diesla.”

    1. Komis To jest ta firma. Na stronę trafiają, po przebraniu przez stałych odbiorców. Nie ryzykowałbym jednak kupienia auta rozbitego od nieznajomego, bo się nie znam. A tu wiem, że nikt mnie nie wsadzi na minę.

  1. Patrzac na auto „ksiegowo’ – bardzo tanie.Pod warunkiem odsprzedazy przed powaznymi naprawami silnikai turbo

    Patrzac uzytkowo:
    -zawsze mnie zastanawia czym kieruja sie ludzie kupujacy diesla. Chyba przyzwyczajeniem do dawnych „beczek” itp. Bo diesel (jesli porownujemy kupowane legalnie paliwo a nie np. od Jozka z koparki za pol ceny) nigdy nie bedzie tanszy ani w spalaniu (mniej litrow ale wyzsza cena paliwa) , ani w eksploatacji (kosztowne naprawy diesla do NG) od benzyniaka wolnossacego na gaz.

    1. Diesel z turbiną ma jedną przewagę nad wolnossącą benzyną – łatwość nabierania prędkości od 1500 obrotów. Dla mnie ta cecha warta jest zapłacenia 3000 zł za remont turbo, które nie jest już takie dzikie jak w Renault 5.
      Sandero z 40 tys. oryginalnego przebiegu nigdy nie dojdzie do takiego stopnia zużycia w rękach mojego teścia, bo awarie zaczynają się (potencjalnie, nie na pewno) po 150-200 tys. km. Wolnossące duże benzyny też cierpiały na kosztowne awarie (wystarczy przypomnieć 3.6, 4.8 w Porsche, 4,4 BMW, wszystkie te ciasno spasowane i cudowne AMG). Nie pisze o amerykanach, bo to inna liga trwałości (niecałe 200 KM z 5-6 litrów).
      Samo paliwo teraz jest tańsze niż benzyna (Diesel 6.4, PB95 – 6.7), choć nie zawsze tak bywało. 4,5 litra na autostradzie to ekwiwalent 9l autogazu. Nie dysponowałem autem, które spalało tak niewiele (bo to odpowiednik 7-8 litrów benzyny) przy 120-130 km/h, a jeździłem Loganem 1.4 w gazie (spalał ok. 10 l przeciętnie).
      I jeszcze jedna kwestia – zasięg. Sandero ze zbiornikiem 50 l przejedzie ponad 1000km, Panda z 40 litrowym (użyteczne 35 l), 3 razy mniej.

      A i jesz

  2. Kiedyś też sobie zadawałem to pytanie (tzn. czym kierują się ludzie kupujący diesla). Chcąc z benzyniaka zrobić auto wszechstronnie użytkowe – zrozumiałem, trochę poniewczasie, gdy diesle stają się już passe. Do benzyniaka trudno dobrać nawet przyczepkę lekką, gdyż większość samochodów benzynowych ma O2 poniżej 750 kg, nie mówiąc o przewożeniu przyczepy powyżej 1 t, czy przyczepki kempingowej. Dla dwulitrowego diesla problem jest nieznany. Przewiezienie tony węgla, czy drewna z lasu ze składu – nieosiągalne dla benzyniaka, dla SUV-a w dieslu- żaden problem. Generalnie, osiągi techniczne i marki samochodów, prawie wcale mnie nie interesują, najbardziej lubię samochody nowe, w których olej trzyma stały poziom między przeglądami gwarancyjnymi, a serwis ogranicza się do wymiany opon i uzupełniania płynu do wycieraczek. Ostatnio jednak moje poglądy zrewidował brat, który kupuje do prowadzonej działalności stare japończyki z małym przebiegiem. Wbrew pozorom, możliwy jest zakup około dziesięcioletniego samochodu z przebiegiem poniżej 100 tys. km. Na przykład spora część mojej rodziny spod Poznania kupuje auta na firmę, których używa sporadycznie i sprzedaje z niewielkim przebiegiem, przy czym ci starsi sprzedają co 8 lat, ci młodsi po zamortyzowaniu samochodu po 3-5 latach. W ubiegłym miesiącu np. poszedł na sprzedaż Mercedes A200 z przebiegiem 10 tys. km. po 3 latach użytkowania. Kupił go wspólny znajomy. Wracając do tematu, można kupić 10-15 letni, japoński samochód z silnikiem wolnossącym, z przebiegiem 70 tys., który pojeździ jeszcze kilka dobrych lat bez większego remontu. Taki samochód nie nadaje się do celów reprezentacyjnych, bo ma niemodną sylwetkę, pożółknięte reflektory i często parkingowe wgniecenia, jednak może spokojnie konkurować ze znacznie nowszą Dacią Sandero. Samochód taki można kupić poniżej 10 tys. złotych.

    1. Slawek-wozilem fordem Granada 2,3 v6, fordem scorpio 2,0 L4 wszystko i nie bylo problemu.Benz + gaz. Wiele lat, granada 2 lata, scorpio ponad 10. Przyczepe z materialami budowlanymi wielokrotnie.Pewnie chodzi Ci o moment obrotowy. Silniki v6 i v8 moment maja jak diesle i ciagna od samego dolu.
      Stare niewyeksploatowane japonczyki i inne potwierdzam.

      1. Tylko teraz poza Ameryką, Koreą i Japonią, V6 i V8 wolnossącej nie uświadczysz. Pragnąc kupić teraz w miarę współczesne (max. 10-15 lat) auto uniwersalne (nie za duże, nie za małe) jesteś w kropce. To co Sławek napisał – szukając uniwersalności, kończysz kompromisowo z dieslem. Dla większości pewnie w Golfie, Focusie, ew. jakimś francuzie. V6 w nich nie uświadczysz. Fiat robił Freemonta, czy Lancię Themę, ale jako kopie wozów z USA (Dodge Journey i Chrysler 300C). Ten ostatni miał Pentastara i… 3.0 CRDI.
        A amerykany dostosowane są do innych dróg i tam Honda Civic uchodziła za klasę mini.

        1. Sporo amerykancow jezdzi u nas i na nasze dziurawe czasem drogi idealne,a na ukrainskie drogi (ktore sa podobne do drog w Afryce, czyli nie ma drogi, sa same dziury) to juz konieczne 🙂
          No, ale kazdy ma swoj rozum i kupuje co uwaza za lepsze.
          Wybor tedcia rozumiem.

          1. …w grand cherokee wymienialem lancuchy rozrzadu po 500kkm,i pewnie nastepne wg opinii mechanika 500kkm na tym przejedzie do naprawy glownej albo zezlomowania.4.7v8 , 220 KM, blisko 400 Nm.

    2. No Sandero też na reprezentacyjne się nie nada. 15-letni japończyk klasy Sandero (Yaris) ma dwie wady: bardzo słabe blachy oraz mniejszy bagażnik.I kupienie go z przebiegiem 70 tys. za mniej niż 10 tys. zł jest obecnie nierealne – trzeba mieć minimum 18 tys. zł. i wystarczy na Yarisa II.
      Sandero od biedy nadaje się na auto rodzinne, Yaris niekoniecznie (miejsce w środku, bagażnik).
      I tak, w ciągnięciu przyczepy, diesel nie ma sobie równych.

        1. Slawek:
          1.W 100kkm po 20 latach nie wierz,przyjmuje sie srednio 15kkm rocznie, czyli ma minimum 300kkm.
          2.jesli jest wiekszy silnik w tym modelu (a jest 1,8)-zawsze bierz z wiekszym silnikiem.Spalanie bedzie takie samo, a dluzej popracuje.

          1. Też mi się tak zdawało, ale początek XXI w. to był okres w którym emeryci kupowali samochody za pieniądze ze starego portfela, a potem musieli ratować własne zdrowie z różnym skutkiem. Wiele tych samochodów miało albo jednego, albo dwóch właścicieli, tym drugim jest zwykle syn pogrążony w żałobie. Brat kupił najpierw Hondę Civic w sedanie i był mile zaskoczony, potem zamienił ją na Mitsubishi, nowsze i w lepszym stanie niż to z linka, bo potrzebował samochód do budowy domu. Założył mu gaz i katuje go teraz przyczepką, po autostradach i bezdrożach. Byłem sceptyczny jak Ty, ale przejechałem się tym autem i czuję się trochę jak głupek, bo ja kupiłem jeden samochód salonowy, a brat w tej cenie ma całą flotę zabytkowych samochodów, których cena nie maleje, a w niektórych przypadkach gwałtownie rośnie. Hondę Accord sprzedał od ręki w dniu wystawienia ogłoszenia. Zgłosiło się trzech potencjalnych nabywców.

          2. Widziałem Carinę E (tak, tę sprzed pierwszego Avensisa, czyli początek lat 90-tych) z przebiegiem 0,7 mln km i nadal jeżdżącą, widziałem i Lexusa z 1 mln nawiniętym na koła. Oba eksploatowane codziennie, robiące spore przebiegi. Carinę prawie zeżarła rdza, ale jechała. Na koniec pewnie wyjechała do Afryki.
            Widziałem i Ładę 2103 z przebiegiem 30 tys. km po 20 latach, trzymaną pod kocem w garażu. To są jednak rzadkie wypadki, bo niestety blachy starych japończyków nie nadążały za mechaniką. Potem weszły już wersje bardziej awaryjne (ot, choćby turbodiesel 2.2 w Toyocie i Lexusie). Niemniej jednak znalezienie takiej perły, która mało jeździła, stała w garażu, nie widziała zimy, a właściciel konserwował ją jak Poldka, wydaje się coraz trudniejsze. O niezawodności Accorda z lat 2003-2007 sporo się naczytałem, niemniej jednak w katalogach używanych, króluje jedno słowo – rdza. Przedostatnim samochodem mojego Taty był Civic, rocznik 1995, wersja kanadyjska, z pierwszym właścicielem – niewiele eksploatującą kobietą. Ojciec odkupił wóz od niej (całe życie garażowany) i jeździł może 10 lat. Była zrywna, ale pomimo garażu przez 100% życia, ruda zaczynała ją brać (nadkola itp., na razie niewinnie), mechanicznie niezawodna. Samochód nadal jeździ w rękach mojej siostry, choć ma już prawie 30 lat. Przebieg – pewnie coś ok. 200 tys. km. Dzisiejszy Civic pewnie bez problemu zaliczy podobną liczbę km, a blachy ma trwalsze, bagażnik większy, miejsca w środku też sporo. Więc jeśli ktoś planuje małe przebiegi (bo 6-7 tys. km średnio, to b. mało), nie lubi zmian, nie wybierze wynalazków, także ze współczesnych aut będzie zadowolony, bo większość z nich te 200-300 tys. km zrobi. Natomiast, komuś, kto potrzebuje auta do tyrania, a nie zależy mu na reprezentacji, można polecić woła roboczego. Widzę to po Hiluxie. Czego nie ma, to się nie popsuje, motor prosty i niewysilony (jak na dzisiejsze standardy), obetrzeć nie szkoda.

        2. Slawek do 18.51; ok, nie mowie,ze stare auta sa zle, przeciwnie, uwazam, ze sa lepsze od wielu nowych. Chodzilo mi tylko o ten niewiarygodny przebieg. Gdyby przebieg byl faktycznie tak niski, auto byloby o wiele drozsze.

  3. Jeep Compass 1,4 ma na haku (O2 w dowodzie) tylko 500 kg dla przyczepy bez hamulca. Przywołane Sandero w dieslu ma więcej. Wokół komina da się i 3,5 tony , najwyżej zetrzesz sprzęgło, ale wyjazdy wakacyjne po Europie , czy nawet w Tatry odpadają.

    1. Wpis w dowodzie jest zgodny z polskimi przepisami, Poszukaj amerykanskiej fabrycznej instrukcji , tam bedzie ile moze technicznie a nie przepisowo ciagnac.Poza tym compas to nie jeep.Tylko jakas euroholchozowa wydumka dla ekologow.

      1. Przepisowo jest prosto – przyczepa nie może być cięższa od holownika, i jeszcze jakiś tam zapas musi zostać. Jeep i Fiat to teraz Stellantis, czyli jeden koncern. Silnik 1.4 jest pewnie z Fiata.

        1. Zgadza sie. Przyczepa bez hamulca do 750 kg dmc.To przepisy. A technicznie tyle ile fabtyka podala w instrukcji, czyli moze byc duzo wiecej.

    2. …no taaaaak 🙂 compass 1,4 to lata 2017-20, kiedy juz jeepa przejal Fiat. I to w zasadzie fiat nie jeep. I dlatego z jeepa ma tylko siedem szczelin w grillu 🙂
      Fiat spieprzyl wszystkie modele jeepa, tylko wrangler przypomina jeepa, ale ma za male silniki.Chyba nawet wystepuje o zgrozo elektryk, co w aucie od 75 lat terenowym jest calkowitym nieporozumieniem.

      1. …juz patriot byl nieporozumieniem, ale jeszcze mial silnik bodaj 2,4 L4 od Chryslera PT Cruiser.

        1. Patriot był autem do niczego, mało miejsca w środku, nie-jeepowskie zdolności terenowe. Compass podobnie. Współczesny Renegade (poza Trailhawkiem) to klasyczny SUV, ot na szutrówkę, trochę śniegu.

    1. …albo nie wychodzic, ale oglosic, ze dopoki nie zaplaca naszych doplat i nie zwroca do grosza wydatkow na UA, odmawiamy wykonywania wszelkich ich polecen a na towary nakladamy clo.Oraz na ich przewoznikow i ich tranzyt.

    2. Normy emisji muszą mieć drugie dno. Nikt nie zwraca uwagi na emisję pojazdów wojskowych, ani na emisję CO2 podczas corocznych pożarów lasów na świecie.

      1. Slawek-to drugie dno ma pognebic Polske bo nie stajemy na bacznosc i nie mowimy tak jest kiedy wprowadzaja coraz debilniejsze zarzadzenia i obcinaja kase.Idziemy pod prad unijnej ideologii i to jest powod.

        1. Widzę to nieco inaczej, a wypowiadał się na ten temat jeden z redaktorów portalu elektrowoz.pl. Przyczyną takiego nacisku na normy w transporcie oraz elektryfikację jest fakt, że transport to jedyna branża, w której europejska emisja rośnie. Wszędzie indziej (zwłaszcza w przemyśle), spada. I akurat promowanie hybryd, elektryków, pozostaje w oczywistej sprzeczności z interesami gospodarki niemieckiej czy francuskiej – dwóch wielkich decydentów UE. Wystarczy popatrzeć na sytuację Stellantisa (de facto Opel, Fiat, Peugeot, Citroen), zaliczającego gigantyczny spadek wolumentu sprzedaży.Także Volkswagen zalicza wpadkę za wpadką, a przy Tesli seria ID, wygląda (także marketingowo-sprzedażowo) jak ubogi krewny. Na hybrydy Toyoty, także nie mają odpowiedzi. W efekcie Golf spadł z pierwszego miejsca list bestsellerów, po raz pierwszy od kilkunastu lat. Żaden europejski kraj nie ma też większych złóż litu i kobaltu, niezbędnych do zwiększenia skali produkcji baterii. Auto wodorowe do produkcji wprowadziła pierwsza Toyota. Istnieje też teoria, jakoby elity UE zostały opanowane ideą elektromobilności i forsują ją wbrew własnym interesom, ale nieszczególnie w nią wierzę, bo wydaje się po prostu niemożliwa (Komisja i PE muszą realizować interesy większości).
          Co do przyczyn obcięcia kasy, te podawane publicznie (podporządkowanie sądów, dyskryminacja mniejszości) powody wydają się wystarczająco logiczne, jeśli trochę zna się UE. Czy taki zarzut ma uzasadnienie, każdy, kto zetknął się z orzeczeniami TK, sądami przed i po reformach, musi sobie odpowiedzieć sam. Ja powiem tylko, z własnego podwórka, na proces frankowy w Warszawie czeka się wiele lat (6-7 na pierwszą rozprawę), mój kolega z pracy bił się z ZUS-em o rentę od 2015 r., i właśnie wygrał, choć na emeryturze jest od 2017 r. W jakimkolwiek starciu z państwem obywatel jest bezradny, czasem umrze zanim doczeka sprawiedliwości, a niewydolne sądy zdecydowanie państwu tę walkę ułatwiają.
          Co do walki z mniejszościami, to nie ma ona żadnego znaczenia praktycznego, ponieważ przynajmniej dwie literki z określenia LGBT powszechnie istniały, zanim stały się znane (od Safony do Iwaszkiewicza). Stawką jest danie drugiej stronie prztyczka w nos i zebranie argumentów w szerszej dyskusji ideologicznej, o dziwo, analogicznej z narracją Putina (zepsuta Europa, kontra my-ostoja wartości, tylko że Putin to Polskę zalicza do tej Europy, a my, to dla niego Rosja). Taką bajkę opowiadano za carów, opowiadano i u nas, a skończyło się jak wiadomo – rozbiorami (których przyczyny były oczywiście znacznie szersze niż tępienie mniejszości, lecz właśnie takie akcje usprawiedliwiały zaborców, a Polskę osłabiały, także ekonomicznie). Czy warto dalej brnąć w tę uliczkę anty-UE, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Czy woli pogląd, powszechny jeszcze od czasów ZChN, że lepiej być biednym, ale jednolitym (wyznaniowo, poglądowo), czy odwrotnie, zamożnym, ale i różnorodnym. Czy lepiej trochę schylić głowę przed UE albo USA, czy wpaść w łapy Putina? Dylemat na miarę margrabiego Wielopolskiego lub Józefa Becka. Przy czym, jak w przypadku tego ostatniego, wybierając indywidualizm, można i nie zyskać nic. Pierwszy też stracił wszystko.

          1. UA ma podobno zloza litu,ale nie wiem czy potwierdzone (tzn. odwiercone i zbadane).
            UE-trudno nie zauwazyc mniej wiecej od civida,ze stawiaja nam same warunkii i nie wyplacaja naleznych doplat, mimi,ze PL wplaca skladke. To stoi w krzyczacej sprzecznosci z zasadami , ktorymi kierowala sie kiedys Bruksela, i z zasadami wspolzycia miedzy krajami we wspolnocie jedynym powodem jest szantaz finansowy, majacy na celu zaprowadenie u nas i na Wegrzech tego co sobie taki Timmermans czy inny wymyslil.Nie widze zadnego powodu, dla ktorego mielibysmy oddac Brukseli kontrole nad krajem.
            Akurat sama elektryfikacja nie jest zla, jesli ja wprowadzac rozsadnie a nie na sile z przymusem.To samo z innymi sprawami. Ideologia nie moze dyktowac warunkow wolnej gospodarce.A jesli tak bedzie, mamy ZSRS.

          2. Co do elektryków – nikt tego nie robi pod przymusem, ale jakimś konsensusem wśród reprezentantów państw (Rada, PE). Stare auta będą rejestrowane (restrykcja dotyczy nowych rejestracji).
            UE i sądy. Na większość wymagań (kamienie milowe w zakresie sądownictwa) zgodził się nasz rząd, teraz się z tego wycofuje. Akurat obsadzanie stanowisk według klucza politycznego uważam za najgorsze zagrożenie. Mgr prawa bez doświadczenia praktycznego w TK, z negatywnymi opiniami z krótkiej drogi zawodowej to jawna pomyłka. Podobnie bezpieczniak. A takich mamy kandydatów. Można się było nie zgadzać z prof. Zollem co do ocen stopnia represyjności kar, natomiast nikt mu nie zarzucał braku wiedzy.

          3. Ja to widzę tak:
            https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/nauka-i-technika/prze%C5%82om-musi-by%C4%87-naprawd%C4%99-blisko-microsoft-w%C5%82a%C5%9Bnie-kupi%C5%82-energi%C4%99-z-fuzji-termoj%C4%85drowej/ar-AA1b2efR?ocid=msedgntp&cvid=60fd8727aa7342b8a0558899d57320e5&ei=23
            Kto zostanie właścicielem patentu, weźmie wszystko tzn. stanie się bogatszy od wszystkich szejków razem wziętych. Wszelkie zasoby energetyczne staną się bezużyteczne w obliczu nakręconej histerii CO2.

          4. Całkowicie się zgadzam. Dyskutujemy czy węgiel, czy tzw. zielona energia. A mamy atom. Niesie on pewne zagrożenia, ale przykład Enerhodaru pokazuje ich niewielką skalę. Dlatego warto iść w takim kierunku – energia z atomu jest tania, dostępna i nadaje się zarówno do grzania jak i całej reszty.
            Na naszym podwórku pozostaje oczywiście dystrybucja. I tu sieci dyszą resztką sił. Pompa ciepła w każdym domu zaorałaby system.

          5. To nie jest konwencjonalna energia atomowa. To złoty Graal energii jądrowej, współczesny kamień filozoficzny, perpetuum mobile, sen alchemika. Nie chodzi jednak o palmę pierwszeństwa. Zakaz produkcji „brudnej” energii wywoła globalne zapotrzebowanie na ten typ energii, inna będzie niedostępna. Upadnie waluta rezerwowa, jaką jest petrodolar. Gospodarcza hegemonia USA odejdzie w niepamięć. Powstanie chaos. Możliwe, ze wybuchnie światowa wojna. Z chaosu wyłoni się nowy porządek. Nowy Porządek.

          6. Ma to i dobre strony. Pogonią poganiaczy wielbłądów, bo staną się niepotrzebni. Rosja straci jeszcze więcej niż USA, podobnie Libia czy Wenezuela. Aczkolwiek od pomysłu do realizacji mogą minąć dekady.

  4. …na opoznienia w sadach nie bedzie mial wplywu taki czy inny system zarzadzania sadami. Winne sa polskie procedury i pewnie mala ilosc sedziow.Bruksela chce miec wladze nad sadami, a to w normalnym kraju jest nie do pomyslenia. Czy wyobrazasz sobie,ze np. niemieckie sady musza sie pytac komisarza UE jaki maja wydac wyrok? Przeciez to stalinizm, kiedy sedzia dzwonil do sekretarza KW czy KC co ma orzec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *