Dacia – tani w eksploatacji samochód dla osób, które nie muszą błyszczeć.

Masz dużą rodzinę? Prowadzisz firmę budowlaną? Potrzebujesz przewieźć 5-7 osób i jeszcze dopakować sporo bagażu? Nie chcesz sprzedawać nerki, aby kupić auto? Pomyśl o zakupie Dacii.

Dacia kojarzy się  wielu osobom z rozsypującymi się rumuńskimi wyrobami samochodopodobnymi z lat 70-tych i 80-tych. To duży błąd. Tak samo jak czeska Skoda, Dacia zmieniła się radykalnie.  Teraz to tanie auto dla osób niepotrzebujących robić wrażenia na innych. Świetnie sprzedaje się nawet na wymagających rynkach np. we Francji, w Niemczech. Sprawdziłem dlaczego.

Dacia jest tania w zakupie

W każdej klasie aut osobowych, w której wystawia swojego przedstawiciela, Dacia ceną bije konkurentów na głowę. Przykłady.

SUV klasy subkompakt  – Dacia  Duster kosztuje w najuboższej wersji niecałe 40.000 zł. Kolejne auta tej wielkości popularnych marek (Mitsubishi ASX, Skoda Yeti, Renault Captur) są o 50% droższe. Tak, tak dobrze przeczytałeś. Kosztują o połowę więcej (ok. 60.000 zł). Dlatego Dacia Duster jest najlepiej sprzedającym się SUV-em na polskim rynku. Oczywiście Duster nie jest wykończony w środku jak Renault, ale ma świetny wygląd zewnętrzny i cena czyni cuda.

Kariera Dacii zaczęła się od Logana. To samochód klasy B, z ogromnym bagażnikiem (500 l), dużą ilością miejsca w środku. Może trochę archaiczny (konstrukcja sprzed kilku lat), może źle wykończony, ale za to dostępny za 29.900 zł. Konkurenci oferujący mniej przestrzeni cenią się znacznie wyżej (minimum 40.000 zł za Renault Clio). Podobnej wielkości Skoda Rapid (też budżetowe auto) kosztuje 43.000 zł.

Dacia Logdy to kompaktowy minivan dla 5-7 osób. Nie wygląda najnowocześniej, ale wystarczająco elegancko. Znowu do kupienia za 39.900 zł (siedmioosobowa wersja z klimatyzacją 47.000 zł). Za konkurencję np. Opla Zafirę zapłacisz ponad 70.000 zł.  Scenica (tylko 5-miejscowy) producent wycenia na niespełna 60.000 zł. Znowu różnica 50%.

Jako używana Dacia też jest proporcjonalnie tańsza. Kto patrzy na cenę, ten się nie zastanawia.

Utrzymanie Dacii nie kosztuje wiele

W Dacii psują się tylko drobiazgi. Owszem są denerwujące (np. migające kontrolki), ale za to tanie do usunięcia (prosta konstrukcja). Przeglądy kosztują mniej niż u konkurencji. Silniki to sprawdzone, starsze motory Renault.

Poza tym Dacia nie pali wiele i nadaje się do zasilania gazem (są też wersje fabryczne, dla tych co nie chcą tracić gwarancji). Efekt?

Koszt utrzymania nowego Logana, będzie wyglądał następująco.

Przegląd – 300 zł, ubezpieczenie – nie więcej niż 900 zł, naprawy symboliczna wymiana części zużywających się 200-300 zł rocznie, utrata wartości (przy eksploatacji przez 14 lat) – 1900 zł rocznie, paliwo (dystans 10 tys. km)  – 2000 zł (gaz).

Razem przez rok koszt zamknie się kwotą  5400 zł. Przypomnę, za nowe auto.

Teraz porównanie z popularnym Renault Clio.  Przegląd – 600 zł, ubezpieczenie 1300 zł, naprawy 400-600  zł (o ile mamy szczęście), utrata wartości – 2500 zł, paliwo  – 2400 zł (benzyna). Razem 7400 zł.  Więcej od Dacii o około 40-50%.

Dacia ma ogromne wnętrze i wielki bagażnik

Porównanie wnętrza (miejsce na nogi w tylnym rzędzie) ma decydujące znaczenie przy wyborze auta rodzinnego. Równie istotny jest duży bagażnik. W obu tych konkurencjach Dacia zostawia współzawodników z klasy B (np. wspomniane wyżej Clio) daleko w tyle. Zbliża się raczej do klasy C.

A jeśli szukamy samochodu używanego, wybór Dacii Logan MCV (7 miejsc, bagażnik przy 5 osobach 700 litrów) pozwala mierzyć się zwycięsko z  liderami segmentu D  np. Fordem Mondeo, Renault Laguna (wyjątkiem jest szerokość auta).

Z tego względu Dacia to pojazd dla dużych rodzin, wybierany chętnie również przez ekipy budowlane. Jeśli prestiż marki nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia, kupuj Dacię. Ja przez pewien czas miałem Logana i nie żałuję. Sprzedałem go przez jedną wadę – nieskładaną tylną kanapę (wersja Logan II ma już w opcji nawet dzieloną).  Ale był bezsprzecznie jednym z najtańszych w eksploatacji moich aut. W konkurencji cena/przestrzeń nie miał sobie równych (trudno porównać  do Fiata Pandy, Uno, Toyoty Yaris czy Daewoo Lanosa).

 

 

 

 

Toyota – idealne samochody dla anonimowego milionera

Gdybym miał wybrać  markę idealną dla anonimowego milionera, wskazałbym Toyotę.  Dlaczego?

Znam kilku posiadaczy Toyot, wszyscy rozsądnie gospodarują pieniędzmi. Przepytałem ich z jakiego powodu wybrali właśnie te auta?

Powód nr 1. Toyoty się  nie psują.

Słyszałem niezadowolonych posiadaczy Volkswagenów, Skód, ba nawet BMW i Mercedesów. Głównym powodem do narzekań była awaryjność i koszty późniejszych napraw. Np. wymiana turbiny i wtryskiwaczy w Volkswagenie Touranie kosztowała mojego kumpla 5 tys. zł. Auto przejechało 100 tys. km. Wystarczy poczytać testy długodystansowe w Auto-Świecie. Trzy najgorsze auta w historii: 2 Volkswageny i Peugeot.  Toyota – znacznie powyżej średniej.

Toyoty mają inaczej – nie psują się.  Czasami oczywiście trzeba coś wymienić, ale to części eksploatacyjne. Moja koleżanka kupiła 7-letnią Corollę, codziennie przez 7 kolejnych lat dojeżdżała nią do pracy 140 km każdego dnia. Rocznie przejeżdżała prawie 37 tys. km. Teraz auto liczy 14 wiosen i ma przebieg prawie 400 tys. km. Liczba poważnych awarii – 0. Moja żona jeździła Yariską. Mój teść – mechanik samochodowy, kupił już drugą (za każdym razem używaną), moja znajoma też wymieniła już dwie.  Nikomu nic się nie psuło.

Powód nr 2. Toyota jest oszczędna.

Silniki benzynowe Toyoty mało palą. Nie w fałszowanych testach fabrycznych, ale w rzeczywistości.  Przykłady. Miałem Fiata Pandę z silnikiem benzynowym, palił w mieście 8 l/100 km. Toyota Yaris (auto większe i wygodniejsze) 6 l/100 km.

Corolla mojej koleżanki zużywa w trasie 5,5 l benzyny na 100 km. Mój Opel Astra spalał w analogicznych warunkach 7 l.

Yaris diesel mojej znajomej pali 3,5 l/100 km (a ma już za sobą 200 tys. km bezawaryjnej jazdy). To tylko 14 zł/100 km. Panda z gazem była droższa w eksploatacji.

Dla kogoś, kto dużo jeździ to ogromna różnica. Ale nawet przeciętny przebieg 10 tys. km rocznie przy obecnych niskich cenach benzyny i aucie klasy C (np. Astra/Corolla/Golf) pozwala zaoszczędzić 600 zł rocznie (50 zł miesięcznie). Przy 20 tys km./rok w kieszeni zostaje 1200 zł. Moja dojeżdżająca koleżanka ma w portfelu 2000 zł rocznie.

Powód nr 3. Toyota mało traci na wartości.

Toyota nie jest tania w zakupie. Za to powoli traci na wartości. 14-letnia Corolla jest warta nadal około 10 tys. zł. Jako nowa kosztowała za 52 tys zł. Przez 14 lat (czyli rozsądny okres trzymania auta przez oszczędnego milionera) straciła 42.000 zł Rocznie to 3000 zł. Ktoś kto kupił siedmiolatkę za 25 tys. zł, mógł obniżyć utratę wartości do nieco ponad 2000 zł/rok. Ale nawet przez pierwsze siedem lat cena spadła z 52 tys. do 25 tys. czyli 27 tys. (nieco mniej niż 3900 zł/rok).

Porównajmy ją z Fiatem. Jako nowy był tańszy o 2 tys. zł.  (50 tys. zł) Teraz, po 14 latach kosztuje 5 tys. zł. Rocznie tracił na wartości o  200 zł więcej. Dodatkowo więcej też palił i znacznie częściej odwiedzał mechanika.  Jako 7-latek był wart tylko 19 tys. zł. Przez pierwszych 7 lat na wartości tracił średnio 4400 zł.  Zawsze był gorszy od Toyoty.

Powód 4. Toyota dobrze się kojarzy.

Toyota kojarzy się z solidnością, niezawodności, oszczędnością. Kto chce być uważany za posiadającego te cechy wybierze auto właśnie tej marki.

Jazda Toyotą to też brak ostentacji, co tylko w niektórych branżach i na niektórych stanowiskach, może być poczytane za wadę. Np. szef agencji reklamowej znacznie lepiej wygląda w BMW, Audi, Mercedesie czy Porsche. A że przy okazji traci gigantyczne pieniądze. No cóż, kto mu zabroni. Zakup Mercedesa Klasy A w 2002 rok to był wydatek minimum 70 tys. zł. Teraz jest tańszy niż Toyota (8 tys. zł). Przez 14 lat stracił na wartości 62 tys. zł (4.400 zł/rok). Czyli w każdym roku, właściciel Mercedesa wyrzucał z kieszeni o 50% więcej na utracie wartości, 20-30% więcej na paliwie, miał przy tym samochód, który częściej się psuje i dysponuje słabszym, mniej zrywnym silnikiem, ma za to gwiazdę na masce. No, i który kierowca nowego Mercedesa jeździ nim przez 14 lat?

 

Mój najdroższy samochód

Ostatnio pisałem o moich najtańszych samochodach. Teraz dla porównania o najgorszej wpadce, czyli aucie, który miał być tani . Aby zachować proporcje ponownie przyjąłem okres użytkowania 5 lat, przebieg 10 tys. km i ceny aktualne.

Najdroższym samochodem w mojej historii jest – Renault Scenic II 1.9 dci. Nie zróbcie mojego błędu i nie kupujcie go. Powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze – gigantyczna utrata wartości (w ciągu 10 lat  od nowości –  90%, dla porównania Fiat Panda -60% i to od dużo mniejszej kwoty), po drugie – potworna awaryjność i zupełna nieprzewidywalność napraw. Reszta nie jest taka zła, ale te dwie pozycje wystarczą. Pora przejść do szczegółów. Przebieg początkowy to 138.000 km.

RENAULT SCENIC II 

Cena + pakiet startowy (opony, akumulator, płyny, oleje, filtry, rejestracja) –  25.000 zł.

Wartość na koniec okresu – 8.000 zł.

Utrata wartości  (cena z pakietem startowym – wartość na koniec) — 17.000 zł.

Przeglądy przez 5 lat (obowiązkowe, i okresowe) – 4.500 zł.

Naprawy przez 5 lat (wymiana silnika, naprawa turbosprężarki, klocki, tarcze, zawieszenie, amortyzatory, czujniki) –  21.000 zł.

Ubezpieczenie przez 5 lat (oczywiście tylko OC przy moich zniżkach i w mieście) – 3.250 zł.

Paliwo (na dystansie 50 tys. km, cena ropy 4,3 zł/l) –  15.050 zł.

Razem koszty przez 5 lat – 60.800 zł

Razem koszty rocznie – 12.160 zł.

Koszty 1 km  z utratą wartości –  1,22 zł.

Dla porównania użytkowany przeze mnie Hyundai i30 z 5 letnią gwarancją, kupiony jako nowy w salonie. Oczywiście, będę nim jeździł  znacznie dłużej niż 5 lat, bo wiem, że w tym okresie utrata wartości jest największa, a auto z przebiegiem 50 tys. km nadal nie będzie awaryjne.

HYUNDAI  i30 

Cena + pakiet startowy (rejestracja) –  50.000 zł (wyprzedaż rocznika + spora zniżka).

Wartość na koniec okresu – 22.000 zł (szacowana).

Utrata wartości  (cena z pakietem startowym – wartość na koniec) — 28.000 zł.

Przeglądy przez 5 lat (obowiązkowe, i okresowe) – 4.200 zł.

Naprawy przez 5 lat (nic- 5 lat gwarancji) –  0 zł.

Ubezpieczenie przez 5 lat (OC +AC przy moich zniżkach i w mieście) – 6.100 zł.

Paliwo (na dystansie 50 tys. km, cena benzyny 4,3 zł/l) –  17.200 zł.

Razem koszty przez 5 lat –   55.500 zł

Razem koszty rocznie – 11.100 zł.

Koszty 1 km  z utratą wartości –  1,11 zł.

Analizując moje wyliczenia, widać wyraźnie, że auto nowe niekoniecznie musi być droższe od używanego (nawet biorąc pod uwagę utratę wartości). Jeżeli jednak cofniesz się do wpisu o samochodach najtańszych – wyraźnie widzisz, że Fiat Panda czy Uno i tak wypadają znacznie, znacznie lepiej.

Mój najtańszy samochód

Jak pewnie wiecie, jestem fanem motoryzacji. Jednocześnie auta szybko mi się nudzą.  Z tego powodu dokonuję częstych zmian w swoim parku maszyn. Przyznając się do swojej słabości (autoholizm?) staram się systematycznie prowadzić klasyfikację wydatków również odnoszących się do samochodów. Na tej podstawie mogę jednoznacznie opisać mój najtańszy w eksploatacji samochód. Ceny oczywiście dotyczą wartości dzisiejszych.

Mam świadomość, że opisywane przeze mnie auta nie wygrają klasyfikacji na auto rodzinne, są bowiem raczej małe, ale nadają się do okazjonalnego przewozu  3-4 osób z założeniem posiadania boxu dachowego i poruszania się z umiarkowanymi prędkościami.  Będą też idealne jako samochód singla lub bezdzietnej pary.

Zatem pierwsze miejsce wśród aut dla oszczędnych zajmuje: Fiat.  Ściśle mówiąc dwa  superoszczędne Fiaty: Uno i Panda.

Uno to wybór zupełnie budżetowy. Egzemplarz z przebiegiem ok. 100 tys. km można kupić już za 1500 zł, przy czym będzie miał silnik 1.0 FIRE (to ważne) i instalację gazową.  Mniej sympatyczne wydaje się to, że kupujemy auto pełnoletnie (1997 r.).

Panda przeznaczam dla bardziej wymagającego odbiorcy. Znajdziemy egzemplarz z podstawowym silnikiem (1.1) z zamontowanym gazem, za cenę ok. 7500 zł, ale kilka lat młodszy (2003 r.). Wnętrze Pandy robi przy tym znacznie przyjemniejsze wrażenie.

Zakładam eksploatację przez 5 lat. Oto wyliczenie przy założeniu przebiegu 10.000 km rocznie.

FIAT UNO

Cena + pakiet startowy (opony, akumulator, płyny, oleje, filtry, rejestracja) –  2.500 zł.

Wartość na koniec okresu – 1.000 zł.

Utrata wartości  (cena z pakietem startowym  wartość na koniec) — 1.500 zł.

Przeglądy przez 5 lat (obowiązkowe, gazowe i okresowe) – 4.000 zł.

Naprawy przez 5 lat (klocki, tarcze, zawieszenie, sprzęgło) – 1.500 zł.

Ubezpieczenie przez 5 lat (oczywiście tylko OC przy moich zniżkach i w mieście) – 1.250 zł.

Paliwo (na dystansie 50 tys. km, cena gazu 2 zł/l) –  8.000 zł.

Razem koszty przez 5 lat – 16.250 zł

Razem koszty rocznie – 3.250 zł.

Koszty 1 km  z utratą wartości –  0,325 zł.

FIAT PANDA

Cena + pakiet startowy – 8.500 zł

Wartość na koniec okresu – 3.000 zł

Utrata wartości – 5.500 zł.

Przeglądy przez 5 lat – 4.000 zł

Naprawy przez 5 lat – 1.200 zł

Ubezpieczenie przez 5 lat – 1.250 zł.

Paliwo (na dystansie 50 tys. km gaz) – 8.000 zł.

Razem koszty przez 5 lat – 19.950 zł.

Razem koszty rocznie = 3990 zł.

Razem koszty 1 km z utratą wartości – 0,399 zł.

W następnym wpisie mój najdroższy samochód.

Kupić diesla czy benzynę?

Jeszcze kilka lat temu każdy chciał mieć diesla. Teraz preferencje kupujących zmieniły się wyraźnie. Dlaczego?

Diesel jest droższy w zakupie

Silnik diesla jako bardziej skomplikowany i potencjalnie oszczędniejszy będzie kosztował więcej przy zakupie. Ile więcej? W przypadku nowych samochodów będzie to minimum 4-5 tysięcy. W przypadku używanych zazwyczaj około tysiąca złotych. Po co więc dokładać (zwłaszcza z kredytu) jeżeli można wybrać silnik benzynowy i od razu zapłacić mniej.

Diesle cierpią na droższe usterki

Silniki diesla muszą być bardziej skomplikowane, aby spełniać normy zawartości spalin. Trudniej im też uzyskać konie mechaniczne. Mają więcej części. To wszystko powoduje, że diesle cierpią na drogie usterki (zazwyczaj przy przebiegu 100-150 tys. km), których usunięcie kosztuje znacznie więcej. Przykłady:

  • dwumasowe koło zamachowe (często pow.  3 tys. zł),
  • wtryskiwacze (po jednym  na każdy cylinder, a więc 4 tys. za komplet),
  • turbina (minimum 1-2 tys. zł),
  • filtr cząstek stałych (od 2-3 tys.).

Wystąpienie tych usterek w aucie używanym może uszczuplić portfel kierowcy o ok. 10 tys. złotych. Często stanowi to połowę ceny zakupu auta używanego.

Diesle mają tylko niewielką przewagę, jeżeli chodzi o spalanie

Samochód z silnikiem benzynowym w klasie kompakt pali 7-9 litrów. Diesel o podobnej pojemności 5-7 litrów. Różnica będzie niewielka 8-9 zł na 100 km. Jeżeli przeciętny kierowca pokonuje 15 tys. km rocznie, zaoszczędzi max. 1500 zł. Jeżeli doliczymy wyższą cenę zakupu i koszty usunięcia awarii wynik będzie bliski zeru. Kto wybierze model z instalacją LPG (autogazem)  będzie oszczędzał od początku. Koszt 100 km na ropie to min. 21 zł, na benzynie 31 zł, na LPG – 13 zł. Instalacja gazowa zwróci się po półtora roku.

Współczesne benzyniaki są znacznie zrywniejsze

Kiedyś silnik benzynowy oznaczał dobre przyspieszenie do 100 km/h, ale diesel był lepszy w wyprzedzaniu (wyższa elastyczność). Teraz, dzięki turbinom w autach benzynowych, wyniki się wyrównują. Po co więc przepłacać.

Silnik benzynowy oznacza przewidywalność wydatków

Skoro typowa usterka może zniwelować skutki 3-letnich oszczędności na paliwie, po co ryzykować. Lepiej kupić auto, którego koszty eksploatacji da się przewidzieć. Tak też robią menadżerowie flot głosując przy kasie salonu i inni wybierający auta używane.

Czy da się żyć bez samochodu?

Na blogach, których autorzy określają się jako minimaliści forsuje się opcję „no car” czyli bez samochodu. Udowadnia się tam, że życie bez auta jest możliwe, podając dwa argumenty:

  • tak żyli nasi dziadowie lub w wersji religijnej „Jezus nie jeździł samochodem”,
  • istnieje komunikacja publiczna.

Czy zgadzam się z takimi twierdzeniami? W zasadzie nie. Teraz krótko, dlaczego.

Osoby głoszące poglądy o zbędności samochodu zaliczają się do grupy single ew. dinks. Zwłaszcza w dużym mieście z pewnością da się tak żyć. Istnieją autobusy, taksówki, pociągi, samoloty, którymi można dotrzeć w dowolne miejsce świata o praktycznie dowolnej porze dnia i nocy. Zakupy w małym gospodarstwie domowym da się zaplanować. No i po prostu jest taniej.

Ja należę do plemienia dzieciatych. I tu powstaje  problem. Dzieci to inny styl życia. Wymagają dowożenia na zajęcia dodatkowe, do znajomych, do szkoły. Tego nie da się zrobić poruszając się autobusem (czas). Nastolatki pojadą może rowerem, ale co wcześniej. Na wakacje jeździmy samochodem. Daje nam to możliwość wyboru i jest tańsze niż podróże samolotem. Na weekendy (mamy domek wakacyjny i działkę) też samochodem, chociaż ja czasami wybieram rower, na który nie da się jednak zabrać np. 30 kg orzechów czy jabłek.  Cotygodniowe zakupy to kilkadziesiąt kilogramów i nie wystarczy obu rąk aby przynieść je z autobusu.

Opcja „poproś znajomych” nie wchodzi w grę, bo nikt nie będzie woził kilku osób regularnie.

Na wsi komunikacji lokalnej brak, odległości są też zbyt duże.

A co do naszych dziadów? Oni nie mieli samochodu, ale wozy, bryczki, traktory, konie itp. czyli współczesne im odpowiedniki auta. Styl życia też był inny.

Prawdopodobnie dlatego nie znam żadnej rodziny z dwójką dzieci, która obywałaby się bez samochodu (pomijając skrajną biedę i wybór – paliwo albo jedzenie). Sam nie jestem minimalistą lecz zwolennikiem oszczędności racjonalnych. Wyobrażam sobie zatem alternatywę nawet małe auto miejskie typu  Seicento czy Matiz z gazem, ale życia bez auta, już nie.