We wrześniu pojechaliśmy na dwa mecze syna. Trasa 840 km w obie strony. Pierwszy wyjazd, z uwagi na wielkość ekipy, wynajętym busem. Drugi, już we trójkę – elektrykiem. Czas na wrażenia. Kobiece – okiem pasażera – żony.
Zaczynam od ekonomii. Ładowanie kosztowało nas 95 zł (tam: dwa „tankowania” 40 zł, z powrotem: też dwa 55 zł). Porównując do innych wariantów:
- pociąg + bolt = 300 zł,
- oszczędna benzyna (spalanie 4,5l/100km) = 238 zł,
- oszczędny diesel (spalanie 4 l/100 km) = 245 zł.
Finansami wygrał elektryk. Dlaczego? Wyjechałem w trasę „zatankowany” na fotowoltaice, na miejscu doładowałem się na darmowej stacji ok. 23 KWh (cena rynkowa 40 zł). Tak, darmowe ładowarki ciągle istnieją, ta w dodatku to typ DC. Potem kolejne dwa dobicia prądu i tankowanie do pełna z FV.
Definitywne zużycie prądu wyniosło 114 KWh, co daje ok. 13,57 KWh/100 km. Chociaż obie części trasy liczyły tyle samo kilometrów do domu jechałem szybciej, więc o ile „tam” spalałem ok. 12 KWh/100 km, z powrotem przekroczyłem 15 KWh (ale jechałem na dwupasmówkach z prędkością ok. 100-110 km na godzinę, zamiast 90). Wyniki wydają mi się znośne, bo nawet gdybym tankował na publicznych szybkich stacjach (cena 1,62 za KWh) zapłaciłbym za paliwo 185 zł, czyli o 1/4 taniej niż dieslem.
Teraz czas. Podobno problem elektryka. Przyjąłem opcję – dwa tankowania w każdą stronę i jedno na miejscu. Tak jest szybciej (ładowanie pow. 70% wyraźnie zwalnia). Pierwszy postój wypadł po 120 km. Czas 41 minut, przyjęto 12,5 KWh. Drugi -po kolejnych 200 km – 20 minut za 13 KWh. Skąd ta różnica? Za pierwszym razem ładowałem się w zakresie 60-95%, za drugim 25-65%. Ładowarka zwalniała z 34-43 KWh do 14 KWh, po przekroczeniu 70% pojemności.
Na miejscu (ponad 100 km), w ciągu 40 minut doładowałem ponad 20 KWh energii, przechodząc z poziomu 25% do 84%.
Powrót to kolejne dwa ładowania: 16,5 KWh w 40 minut oraz 18 KWh w 29 minut. Powód ten sam co poprzednio. Najpierw dobijałem w zakresie do 85%, potem z 15% do 60%.
Łącznie podróż zajęła mi:
- tam: 8 godzin + 40 minut na miejscu,
- z powrotem: 7,5 godziny.
Jadąc busem było to odpowiednio: 6 godzin 40 minut i 6 godzin. Tankować nie musiałem. Gdy trasę pokonywałbym bez korków, wg map Google potrzebowałbym ok. 5 godzin i 10 minut w każdą stronę + 30 minut na postoje, a więc w sumie 11 godzin i 20 minut, zamiast 16 godzin i 10 minut.
Na ładowarkach spędziłem zatem łącznie: 170 minut (prawie 3 godziny), co daje ok. 20 minut/100 km jazdy.
Wrażenia żony. O dziwo była zadowolona. Zawsze złościła się na moje parcie do przodu (maksymalnie mało przystanków, szybki postój, kawa do auta i w drogę). Teraz mieliśmy mnóstwo czasu. Na pierwszym postoju, zjedliśmy II śniadanie w KFC, a zostało jeszcze chwilę czasu na wizytę w sklepie i zakup butów (nie wliczam w koszty podróży). Na drugim ja poczytałem gazetę, żona kupiła drożdżówki, przeszła się po sklepach. Na miejscu, połączyliśmy ładowanie z obiadem (bistro w pobliskiej galerii). Z powrotem już nie było tak różowo (drzemka), bo i pora nie sprzyjała zakupom (22.30 i 1.30). Końcowe słowa mojej żony: to doskonałe auto dla pary starszych państwa, którzy potrzebują wypoczynku, zatrzymują się co 100-200 km, nigdzie nie goniąc. Ponieważ przybywa nam lat, nada się. No i te skórzane mokasyny, wypatrzone za 60 zł.
Gdybym miał tak podróżować przez Europę, albo spiesząc się w sprawach służbowych diabli by mnie wzięli. Oczywiście są szybsze ładowarki (i szybciej ładujące się samochody), ale te zwyczajnie więcej też palą.
Do starszych panstwa jeszcze duuuuzo Wam brakuje, ale opis bardzo dobry.
…elektryk nada sie pewnie tez do nielegalnych wyscigow – szybki start 🙂 ?
Zobaczymy, może zaczną startować na ćwierć mili. Tylko z rasowaniem pewnie problem.
haha, tak 🙂 , ale zawsze mozna wymienic silnik na wiekszy.
Np. z tej Tesli, co to ma 2s z kawałkiem do 100 km/h
O wlasnie.