Najgorszy możliwy scenariusz.

Niedawno rozmawiałem z moją żoną. Oboje pracujemy, ja jeszcze do tego coś tam dorabiam firmą. Starsi synowie wyprowadzili się z domu, został nam najmłodszy. Przed nami 10 względnie przyzwoitych zdrowotnie i finansowo lat. Mamy rezerwy, mamy pomysły, ale ciągle brakuje nam czasu. Dlaczego?

W moim przekonaniu odpowiedź jest prosta – pochłania go praca zawodowa. Codziennie rano wstajemy dość wcześnie, żeby wyjść do biura, wracamy po południu, szybie zajęcia dodatkowe młodego (sport 3 razy w tygodniu)  i robi się 19-20. Trochę inny rytm ma weekend.  Teraz może być ostatni moment na zmiany. Np. całkowite rzucenie pracy. Ale jak to?

Tu jest właśnie miejsce na plan, który nazywam „Najgorszym możliwym scenariuszem” czyli sposobem poradzenia sobie z lawiną nieszczęść, które siedzą tylko w naszej głowie, a pewnie nigdy się nie wydarzą.

Najpierw – co się stanie jeśli moja żona rzuci pracę? Stracimy jej dochód. Stanowi on 1/5 naszych dochodów, więc pewnie sobie poradzimy, bo przecież ludzie żyją za mniej (moja ulubiona internetowa pasta o żonie, która skarży się na męża, goniącego ją do pracy, a przecież on tak dobrze zarabia – 5 tys. netto). Możemy łatwo go zastąpić, bo kolejny etat da się znaleźć. W najgorszym wypadku za minimalną na kasie, albo w małym biznesie.  W końcu nasze wydatki, pokrywają z naddatkiem moje 2 pensje. Mamy też jakieś oszczędności, a niewiele zobowiązań (pozostała tylko końcówka kredytu hipotecznego z ratą 500-600 zł).

A gdybym i ja rzucił jeden etat i pozostał w pracy przez 16 godzin w tygodniu?  Jedna pensja zostanie z łatwością zrównoważona wynajmem naszego obecnego domu na „patoakademik”. Przeniesiemy się na wieś, żeby żyć spokojnie, a elektryk zasilany FV pozwoli nam dowozić syna do miasta, do szkoły.

A gdybym rzucił oba etaty, zamknął firmę i razem cieszylibyśmy się niepracowaniem? Nasze dochody z pracy wynosiłyby równe ….0. Nie znaczy to jednak, że nie mielibyśmy zupełnie z czego żyć. Byłby patoakademik, 500+, moglibyśmy wynająć mieszkanie w górach. Zebralibyśmy pewnie 7-8 tys. zł miesięcznie. Odzyskalibyśmy za to mnóstwo czasu. Np. na samodzielne zadbanie o jedzenie, przygotowanie opału na zimę. Spadłyby nam koszty. A przecież mielibyśmy jeszcze w rezerwie „leżące odłogiem” nieruchomości. Sprzedaż tylko działki w górach (zostanie nam jeszcze druga w miejscowości turystycznej), przyniosłaby pewnie co najmniej 300 tys. zł. Wg dzisiejszych stawek, same odsetki od tej sumy wyniosłyby średnio 1500 zł/miesięcznie.  Że się nie da?

Nieprawda. Mam kilkoro znajomych żyjących właśnie w ten sposób – po 40-tce zaczęli powoli konsumować zasoby. Cieszą się czasem i względnym dobrobytem. Sołowowa nie dogonią, nie jeżdżą co weekend w modne miejsca, ale też nie głodują. Mimo, że spełnił się najgorszy scenariusz, bo oboje  małżonkowie pozamykali firmy – swoje dotychczasowe jedyne źródła dochodu.

 

39 komentarzy do “Najgorszy możliwy scenariusz.”

  1. Brawo.
    Bardzo mi sie to podoba.
    Poza czasem zyskacie jeszcze cos-maksymalna jaka jest mozliwa obecnie niezaleznosc.
    Koniec z biurowa wojna podjazdowa kogo najpierw zwolnia.Koniec z zapieprzaniem na 9-5 do roboty.
    Koniec ze staniem w korkach rano i po pracy.
    I co najwazniejsze-koniec z byciem trybem w czyjejs maszynie. Bedziecie swoja wlasna maszyna.Z wszystkii tego dobrymi i zlymi stronami.
    Wiele osob tak zyje, wyjezdzaja np.w Bieszczady, zyja tam skromnie.Ale wola tak zyc, bo po prostu wtedy czuja zycie,a nie
    uczestnicza w wyscigu szczurow,ktory ktos inny wymyslil.

    W rzeczywistosci czlowiek moze o wiele mniej pracowac.Zeby wystarczylo na podstawowe potrzeby (schronienie, zywnosc, ogrzewanie) ktos policzyl,ze wystarczy pracowac 2 godziny dziennie. Reszta pokrywa rozne dodatki, np. kilka aut, wczasy w Kenii, zbyteczne zakupy, itp.A w Twojej sytuacji te 2 godziny dziennie mozna zastapic czym innym i dac sobie spokoj z robota,chyba,ze dla przyjemnosci lub satysfakcji.

    1. Dzięki. Na temat tego, jak staliśmy się, trybami w maszynie (własnej czy cudzej, to patrząc na GK, chyba bez znaczenia), planuję wpis z zaskakującym porównaniem.
      Oczywiście, ja po 20 latach kombinowania i pracy, mogę wrzucić na luz, większość już nie.
      Nie wiem czy czytałeś 4-godzinny tydzień pracy Ferrissa (albo Narzędzia tytanów). Jest tam historia ex-nowojorskiego prawnika zapieprzającego od 9-22, a czasami 24h. Pewnego dnia jedzie do Brazylii i rzuca wszystko. Wiąże się z miejscową dziewczyną i prowadzi firmę paralotniarską. Przy czym masz chyba pełną świadomość, że to jest droga Amerykanina w Brazylii, Brazylijczyk w Ameryce musi zapieprzać, więc często to robi. Jego „amerykański sen” jest zupełnie inny niż Bieszczady (no, Apallachy).
      Zresztą, życie skromnie w przysłowiowych Bieszczadach nie oznacza braku pracy, lecz pracę zupełnie inną i w innych „okolicznościach przyrody”. Zamiast komputera masz siekierę, ciągnik, zwierzęta. Klientów też masz, czasem nawet bardziej roszczeniowych i trudniej ich odpuścić (jeśli prowadzisz np. agroturystykę).
      Mnie na podstawowe potrzeby wystarcza bardzo niewiele, prawie nic. Gdybym wyprowadził się w góry, zbudował na działce 30-metrową budę, żyłbym jak król za 1500 zł (równowartość przyszłej emerytury minimalnej). Inaczej to wygląda, gdy do równania podstawiamy całą rodzinę. Bo i kasy trzeba znacznie więcej, i pojawiają się typowo kobiece oczekiwania, a przy dzieciach, szkoła. Zobacz na Kalpapadę. Marcin daje radę w tych surowych warunkach, dziewczyna wymiękła po 2 latach. A o tym trzeba mówić, gdy chodzi o rzucenie wszystkiego. Sprzedaż mieszkania po babci za milion, w Warszawie czy Krakowie i start w górach, na Mazurach, nad morzem, tworzy zupełnie inne obliczenia niż „mamy 50 tys. z wesela, kupujemy ruderę i próbujemy się utrzymać bez stałej pracy”. Większość ze znanych mi młodych kobiet (tzn. dzisiejszych i mojej młodości) robi zwrot i ucieka. Są takie, które właśnie tego pragną, ale to wyjątki.
      Tylko, zaskakująco, Bieszczady są blisko nas. Stanowią pewną metaforę prostego życia. Widziałem w moim mieście porzucone domki za 200 tys. (równowartość kawalerki) z działką, która wyżywi (aczkolwiek warunki spartańskie i 50 m od ruchliwej obwodnicy, zaraz za ekranem), małe bezczynszowe mieszkania do kapitalnego remontu za 3000 zł/m2 (co daje 135 tys. zł za 2 pokoje, a za to …. sporo własnej pracy). W tym drugim przypadku, nie potrzebujesz nawet auta.
      Ja mam taki zawód, że za 16 godzin tygodniowo zarabiam (teraz) trochę więcej niż średnia pensja, więc za 8 godzin tygodniowo (2 razy po 4 godziny), miałbym w okolicach minimalnej. Czy da się za to utrzymać rodzinę (jeśli założymy „przeciętną” a nie moją sytuację majątkową)? Z własnym bezczynszowym mieszkaniem, pewnie tak.

      1. Nie placac czynszu a tylko media (woda,prad, butla gaz) i nie wydajac na ogrzewanie 2 osoby utrzymaja sie za 2k zl miesiecznie, wliczajac w to sporadyczne dojazdy do KRK (auto spalanie 9litrow lpg). Nam tyle wystarcza, choc luksusow nie ma. ale i ich nie oczekujemy.

        1. Do posta z 16.10. 8.56. Starczają Wam 2 tys. z utrzymaniem samochodu, czy bez? Czy może na samo tzw. życie? Bo u nas (teraz 3os. w domu) sama woda/ścieki, podatek, internet, gaz (bez ogrzewania), prąd, śmieci to ok. 450 zł. Do tego utrzymanie jednego auta (bez paliwa, tylko przegląd, naprawy, ubezpieczenie OC) kolejne 250 zł.

          1. Zycie na dwie osoby, LPG auto niecale 5000km rocznie, OC auto 560 zl/rok, przeglad 162 zl/rok,naprawy jak na razie zero,butla gaz kuchenka 85 zl/3 m-ce, prad 150 zl/m-c, woda 20 zl/m-c, scieki szambo (domyslasz sie jakie skoro nie napisalem ile kosztuje), ogrzewanie kominek drewno za free, Zero papierosow, piwo rzadko .Mało miesa, wiekszosc kasze, ryz, makarony, warzywa, owoce, troche mleka i jajek.

          2. …podatek od nier, 500 zl/rok.Naprawy domowe zero,a jakies drobne sam robie.Dach nowy, okna nowe, wewnatrz tez sporo nowych elementow-bojler, wanna, baterie, nie psuja sie (na razie).Koszenie trawy sam oczywiscie.

          3. …mam w dobudowce mauzera 1000l z hydroforem na wypadek braku wody.Rzeczka okolo 1 km, mam banki na wode, w razie W moge dowiezc.W instalacji domowej jest dorobione wejscie na agregat w razie czego,ale na razie nie przydal sie.To i mauzer z wodą raczej na odwiedziny „przyjaciol” ze wschodu albo podobna sytuacje.

      2. …Kalpapada- widzialem podobne strony i pomysly. Idea piekna, ale-niektore powstaly wylacznie w celu zarobkowym.Przyklad: kupujesz wieksza dzialke rolna na zadupiu, rejestrujesz jakas organizacje -chocby stowarzyszenie-i oglaszasz,ze tworzysz wioske wolnosciowcow, hipisow czy podobna. Kazdy moze zamieszkac,pod warunkiem,ze – i to dochodzimy do sedna – ze kupi dzialke i zaplaci za postawienie domku z drewna.Oczywiscie cena dzialki i domku jest bardzo wysoka 😀 Lepiej samemu sobie wszystko zalatwic,ale Ty o tym wiesz. napisalem to dla innych czytajacych.

        1. Akurat Marcin z Kalpapady utrzymuje się ze szkoleń, warsztatów. Nie planuje tworzyć wioski. Ale oczywiście, wielu chce wykorzystać ludzką naiwność. Są miejsca w Polsce, gdzie kawałek gruntu z domem do remontu to kilkadziesiąt tysięcy. Podobny problem – rolnictwo ekologiczne w Kalifornii. Co z tego, że nie używają nawozów sztucznych, gdy tworzą monokultury, sztucznie nawadniane, a zajmujące obszar wielu hektarów?

          1. Dokladnie. Moda na ekologie i doplaty generuja sztucznie powstale tego skutki-gospodarstwa ekologiczne, wioski itp., ktore w normalnych warunkach nigdy by nie powstaly.
            Nie chodzilo mi o kalpapade, mialem na mysli inne takie pomysly.Kiedys wchodzilem na strone chyba Wolni Slowianie czy podobna.Tez Dziki Prepers.Obie zrobily na mnie dosc zle wrazenie.Komercja.

          2. A idea wiosek ekologicznych? Tu bardziej chodzi o wspólnotę celów, a często i o zysk założyciela. Łatwiej działać wspólnie, nawet metodami tradycyjnymi (np. Amisze). Czytałem taką amerykańską książkę (bodaj „Brudna robota”), w której para prowadzi gospodarstwo eko i konie, maszyny rolnicze kupuje właśnie u Amiszów. I dziwi się, że dysponują oni taką nadwyżką pieniężną. A tu chodzi o proste życie. Czytałem wywiad z „jedyną rodziną Amiszów w Polsce”, opisują warunki amerykańskie. Kiedyś 30 krów wystarczało by utrzymać liczną rodzinę, teraz żadna mleczarnia nie podpisze umowy z kimś, kto ma mniej niż 100.

      3. Hej, czy mógłbyś wiecej napisać o swoich wydatkach? Jak można by żyć jak król za 1500 zł. Bardzo mnie zaciekawiło to zdanie tym bardziej że planuję powrót do Polski na wioskę a jestem minimalistą i chciałbym sobie wybudować jakiś domek i żyć spokojnie. Pozdrawiam

        1. Te życie za 1500 zł „jak król” to chyba jakieś nieporozumienie. Napisałem, że 1500 zł to miałbym z odsetek od jednej działki. Potem zacząłem kolejny akapit o znajomych. Jak czytałeś poprzednie wpisy, to jest jeden o tym, jak przeżyłem miesiąc za 300 zł, nie po królewsku, niestety. I kilka lat temu (inflacja!). Ale wyzwanie przyjęte. Spróbuję podjąć je i przeżyć za 1500 zł już niedługo.
          Co do moich wydatków, to mogą być dla Ciebie zupełnie niereprezentatywne. Mieszkam w dużym mieście, w starym energożernym domu, z rodziną. Na opłaty wydaję średnio 1200 zł/miesięcznie, z czego połowa to gaz. Mamy trzy samochody, zupełnie różne zresztą. Porsche Boxster, które traktuję mocno letnio-weekendowo (1000 km/rok), kosztuje mnie miesięcznie 250 zł (rocznie: 450 zł ubezpieczenie, 1000 zł przegląd i olej, 700 zł jakieś naprawy eksploatacyjne, paliwo 800 zł), Fiat 500 1.3jtd teraz jeździ nim mój syn, przez rok zrobił 6 tys. km a a wydałem średnio 300 zł (400 ubezpieczenie, 700 przegląd, naprawy 300, 2250). I mamy jeszcze elektryka, który przez ok. 2 miesiące zrobił ok. 3000 km, i kosztował… 10,4 zł/km, gdybym dodał przegląd, ubezpieczenie obowiązkowe i jakieś naprawy pewnie średnio 350 zł. To powinno Ci dać pojęcie o eksploatacji samochodu. Z „życiem” dokładnie nie powiem, bo teraz zajmuje się tym żona, tu dane mogą być znacznie zawyżone, bo formalnie jest nas trójka, a żarcie podwozimy czwartemu (regularnie) i piątemu (raz w miesiącu). Jak żywiłem się prawie sam w lecie, z własnego ogrodu sporo, to z kawą i herbatą potrafiłem przetrwać dzień za 5 do 15 zł, więc (przy dużej produkcji własnej to od 150 do 450 zł/osobę/miesiąc. Do tego dodaj jakąś chemię domową, drobne leki itp. Na ubrania wydaję miesięcznie między 100 a 200 zł, przy czym kupuję rocznie jeden garnitur (moja praca 600 zł Vistula na promocji) i zawsze jakieś dżinsy.Poza pracą ubieram się w Lidlu, Juli, czasem Big Starze. Gdybym, jak moi zawodowi koledzy, kupował garniaki po 3000 zł i stroje Hillfingera, to pewnie potrzebowałbym i 1000 zł/miesiąc. Nauka dzieci pewnie Cię nie interesuje, podobnie jak zawodowe i życiowe ubezpieczenia, prezenty, kieszonkowe, bo to mocno indywidualne.
          Zaspokojenie podstawowych potrzeb samotnego mężczyzny (bez randek, całego tego puszenia się, strojenia oceniam na):
          Opłaty (mały dom ogrzewany drewnem) – 500 zł,
          Życie (duża produkcja własna) – 500 zł,
          Samochód (na wsi niezbędny) – 250 zł (gdy jeździsz 5 tys. km),
          Ubrania i wydatki własne (człowiek zdrowy) – 200 zł.
          I w ten sposób na podstawowe potrzeby zmieścisz się w 1450 zł. Jeśli wychodzisz do restauracji, nie masz własnego domu (wynajmujesz), grzejesz np. butlą gazową większy dom, masz szpanerskie auto, kupujesz ciuchy, to spokojnie wydasz i 5 i 10 tys. Na jedną osobę.

          1. Potwierdzam calkowicie.Za 1450 spokojnie sie utrzymasz w malym domu na wsi (do 100m2 lub mniej), ale stale pilnujesz zeby duzo nie wydac.Nie ma spontanicznych wyjazdow, piwek z kumplami itp.

    1. Najgorszy, w tym sensie, że następuje strata nie jednej pracy, a trzech jednocześnie. To też pokazanie siły kombinowania, czyli pewnej elastyczności, którą wyrobiłem sobie przez lata.
      Teraz myślę nad tym, jak zrobić, żeby móc żyć bez pracy, bez zamiany domku na „patoakademik”, tylko właśnie w mieście.. Właśnie na fali zagrożenia braku gazu, zamawiam piecyk na drewno. Wczoraj odwiedził mnie kominiarz i potwierdził – to możliwe. Założę FV, coś tam podocieplam jeszcze. Koszty utrzymania będą jak na wsi, bo tylko wodę kupię od miasta, zapłacę podatek, internet, telefony. Znaczną część jedzenia przywiozę ze wsi. Mam za sobą pierwszy miesiąc z elektrykiem – wygląda obiecująco – 10 zł/100 km z trasami. Ładowanie w domu – 8-9 zł/100 km. Na wsi – całkiem darmo. Zdecydowanie jest o czym myśleć.

      1. Jezeli widzisz,ze dasz rade, to zrób te zmiane. A jesli Wam sie nie spodoba po 2-3 miesiacach, zawsze mozesz wrocic do poprzedniego stanu. Moze tej samej pracy nie bedziecie mieli,ale pewnie znajdzie sie inna.
        Fakt,ze kobiety trudniej znosza gorsze warunki i mieszkanie na wsi, ale nie wszystkie.Te, ktore przezyly w zyciu trudnosci, latwiej sie oswajaja (np.moja zona).

        1. Mamy tę szansę, że zawsze możemy zrobić próbę na 2 miesiące nie rezygnując z pracy. Mam sporo zaległego urlopu. Żonie powinni dać bezpłatny.

  2. Życie nauczyło mnie, że przyroda nie znosi próżni. Zrezygnowałem, najpierw z trzeciego, potem z drugiego etatu, a czasu i tak nie przybyło. Ktoś, kto nie może usiedzieć na miejscu, zawsze dostrzeże coś do zrobienia. „Samodzielne zadbanie o opał i jedzenie” w praktyce oznacza zapis na czyn społeczny od rana do nocy.

    1. Slawek-etat to czas sprzedawany komu innemu.Jesli caly czas jest Twoj, robisz z nim co chcesz. Jezeli nie mozesz usiedziec w miejscu i np. konstruujesz wodą turbine do wytwarzania pradu-mozesz miec z tego zysk,ale moze sie nie udac i masz strate.Nie ma na nic gwarancji jak na etacie, gdzie dostajesz kase na pewno.Wolnosc ma to do siebie,ze nic nam nie zagwarantuje, ale mamy swobode. Czy wybierasz wolnosc-Oszczedny, Ty albo ja-czy czesciowa niewole, to kwestia wyobrazni, nastawienia zyciowego i mozliwosci.
      Wolnosc kosztuje. Kto nie chce placic ceny-nie bedzie wolny. Ot i wszystko 🙂

  3. Panie Janie, chodziło mi raczej o to, że pracując, czy nie, większość czasu muszę poświęcać na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych (opał, jedzenie, nauka dzieci, usuwanie gniazda kawek z komina, naprawa wyrwanych kontaktów ze ściany itd. lub płacić za to wszystko innym). Gdybym był bogaty (dejdel didel dejdel digu digu didel, dejdel dum ;)) posmakowałbym prawdziwej wolności, o którą chyba chodziło Autorowi w tekście powyżej.

    1. Sławku, nie demonizowałbym czasu poświęcanego na zdobycie opału i wyżywienia. To jak pisał Jan, wystarczą pewnie 2 godziny dziennie (14 godzin w tygodniu). To tyle, ile wielu osobom zajmuje… dojazd do pracy. Oczywiście w moim przypadku – licząc uczciwie – kompletnie nieopłacalne, bo pracując 16 godzin tygodniowo (+2,5 godziny na dojście) zarabiam wielokrotnie więcej niż nasze jedzenie i opał. Wielu też rzeczy nie jestem w stanie samodzielnie wytworzyć (gaz do kuchenki), nie ma to ekonomicznego sensu (woda), albo będzie męczące (mięso). Trzeba też płacić jakieś podatki/składki. Stąd idea maksymalnego uniezależnienia od systemu, z pełną świadomością, że nigdy nie dam rady na 100%.

      1. Dokladnie. Chyba,ze system sie zalamie i wrocimy do XIX wieku (prognoza jakiegos amerykanskiego generala w/s wojny nuklearnej i po wojnie), co mam nadzieje nie nastapi, bo mimo wszystko latwiej jezdzic autem na prad czy benzyne czy chocby holzgas niz np. maszyna parowa.A w przypadku globalnego konfliktu jadrowego to nam grozi wg tego generala.
        Nie wiem tylko czy general wzial pod uwage zaradnosc Polakow.pewnie nie 🙂 Prognoza pewnie byla dka glupich Amerykanow, ktorzy maja podobno srednie IQ=85, kiedy Polacy maja srednie 100, a te 100 u nas i tak jest uwazane za dosc niskie 🙂 haha 🙂
        Amerykanie chyba naprawde sa glupsi.W ich samochodach wszystkie wlewy plynów sa oznaczone na zolto i dokladnie opisane, wszystko inne tez. Byc moze dlatego,ze prawnicy z Detroit tak wymyslili (procesy sadowe kiedy gosc wleje do baku wode i powie,ze nie wiedzial,bo nie bylo napisane 😀 ), ale chyba nie tylko przez prawnikow.

        1. No, były takie przypadki. Kobieta myjką czyści auto w środku, leje paliwo wprost na silnik, urywa węża na stacji benzynowej, bo zapomniała go wyjąć z wlewu. U nas też zdarzało się pomylenie ON z PB, stąd inne kolory pistoletów (w USA praktycznie nie ma diesla).
          A co do załamania systemu, przypomina mi się przedwojenny szmonces, jak to do rabina przychodzi Żyd, żeby zdeponować 1000 zł. Pointa, to słowa tegoż rabina „A jak te wszystkie państwa zbankrutują, to tobie Icek, będzie żal, twoje głupie tysiąc złotych”. Może powstanie o tym wpis, co zrobiłbym w takim czasie. Sięgnę na pewno do bogatej biblioteki pookupacyjnej, którą zbierała moja babcia. Są tam i książki o Powstaniu Warszawskim, i szereg pamiętników z różnych części kraju. Wiem jedno, z pewnością łatwiej było na wsi. Bo poza wrześniem’39 czyli działaniami wojennymi, funkcjonowała kolej i transport, a wyżywić się znacznie łatwiej. Tu też widzę główne zagrożenie polityką rolną UE – wielkie monokulturowe gospodarstwa. Łatwiej przejąć pod zarząd okupanta 1000 krów w jednej oborze, niż po 2 w 500 gospodarstwach. Podobnie z wyegzekwowaniem kontyngentów, likwidacją produkcji na czarny rynek i własne potrzeby.

          1. …ta kobieta z myjni przedstawia czesc spoleczenstwa ponizej 100, ale srednia skads sie bierze, haha 🙂 Wez taka chocby Dode – 150.

          2. No tak. Przy czym doda świetnie udaje słodką idiotkę, a pani z myjni udawanie IQ 150 wychodzi zdecydowanie słabiej.

  4. Mi się zdaje, że naprawa skomplikowanych przedmiotów, bywa nieopłacalna, a psują się tym częściej im bardziej są skomplikowane. Trudno nie zauważyć, że wszyscy mamy obawy o właściwe działanie globalnej gospodarki pełnej skomplikowanych zależności i bardzo wrażliwej na niedobory podstawowych surowców. Wielu ludzi tęskni dziś za niezależnością od sytuacji gospodarczej mając na uwadze powyższe. Nie jestem wyjątkiem i choć jestem urodzonym mieszczuchem i leniem, też próbuję i muszę się przyznać, że ta niezależność pachnie wiochą, tą znaną mi z poprzedniej epoki. Zamiast kupić pomidora i zjeść muszę od wiosny pilnować, żeby w ogóle urósł, a potem poczęstujesz nim znajomych, pochwalą za smak i tyle, a ja przez całe lato obrywałem wilki, potrząsałem krzaczkami, wyręczając pszczoły, łatałem tunel i podlewałem te cholerne pomidory, zamiast kupić za parę złotych i wyjechać na wakacje bez obawy, że system kropelkowy się rozłączy i pomidorki uschną. A gdybym miał utrzymać rodzinę z własnej ziemi? Nie chcę nawet sobie tego wyobrażać -wolę kupić trochę ponadczasowej waluty (domyślcie się jakiej) i zrobić trochę zapasów (wczoraj nastawiłem coroczną beczkę kapusty), a potem – que sera, sera.

      1. Do postu z 20:38. Też tak pomyślałem. Zobaczymy czy mieliśmy rację, bo alternatywą jest kawałek papieru z wizerunkiem amerykańskich prezydentów.

        1. Haha, tak 🙂 Znam jednego bombrownika, ktory wlasnie w/w waluta chcial przekupic ruskich, gdyby pofatygowali sie go odwiedzic w czasie IIIWS.

    1. Wiesz, co do skomplikowanych przedmiotów. Pewnie zależność skomplikowane/psujące się/nieopłacalność naprawy istnieje – statystycznie. Bo wiadomo, zwykły wóz konny, łatwiej i taniej naprawić niż samochód, rzadziej też się psuje (ognisko będzie w tym lepsze niż gazowa kuchenka połączona z siecią). Przy czym nie działa to zawsze. Samochód z lat 70-tych wymagał częstszych zabiegów niż dzisiejszy, a psuł się na potęgę. 100 tys. km to był akceptowalny przebieg do naprawy głównej silnika, a dosmarowywano coś co 2-3 tys. (a nawet częściej). Teraz auta, które przejechały 30 tys. km uważamy za „prawie nówki”, a płaczemy w gazetach jeśli trzeba naprawiać np. skrzynię biegów przy 150 tys. km. Elektrownia atomowa 1000 km od nas dostarcza nam energię, jest bardziej skomplikowana niż świeczka czy lampa naftowa, rzadziej się psuje i naprawa musi się opłacić. Ba, ostatnio odwiedził mnie kominiarz. Rozmowa zeszła na mój zakup – kozę Jotula. Potwierdził wybór krótkimi słowami:”Może i bardziej skomplikowana niż ta z marketu, znacznie (2-3 razy) droższa, ale dużo efektywniejsza i ma pan części zamienne. Ostatnio serwis wymienił klientce jakąś część do modelu z początku lat 90-tych”.
      Co do zdania „niezależność pachnie wiochą z poprzedniej epoki” – 95% racji. Dlaczego nie 100%? Ostatnio 2 dni leżałem z gorączką (stąd opóźnienia w odpowiedziach na Wasze komentarze) i oglądałem sobie m.in. filmy o Amiszach. I oni, owszem jeżdżą np. wozami, używają konnych maszyn, ale podczepiają do nich np. belownicę do siana, działającą na prosty silnik parowy, albo z jakąś hydrauliką (bo to im wolno), mają „wózki widłowe” składające się z zaprzęgu, muła i hydraulicznych chwytaków. Ale już lodówki w ich domach wykorzystują propan (jak kamperowe). Nawet w tych radykalnych społecznościach nie ma 100% niezależności, a trochę współzależności (w ramach wspólnoty). 95% wytwarzają sami, 5% kupują od swoich lub od innych. I tak, są zajęci od świtu do wieczora, ale na ile to kwestia posiadania siedmiorga dzieci, a na ile używania niedzisiejszego sprzętu, nie wiem. Ta wiocha z poprzedniej epoki to brak możliwości opuszczenia swojego świata, choćby na 1 dzień jeśli masz zwierzęta, a nie posiadasz życzliwego sąsiada, systemu automatycznego (dużo droższego), dorosłego dziecka przy sobie, ostatecznie monitoringu. Z tych ostatnich Amisze liczą na sąsiadów i dzieci. Z roślinami, nie tragizujmy. W tym roku zbierałem pomidory z gruntu – wybrałem po prostu odmiany odporne, samokończące. Nie musiałem palikować, pryskać, a że owoce mniejsze – trudno. A gdybym miał utrzymać rodzinę z ziemi? Dzisiaj nie jest to takie trudne, choć trzeba bardziej kombinować niż 100 lat temu, albo samego gruntu posiadać znacznie więcej. Mam kumpla, wykonuje zawód miejski, dosyć intensywnie (praca od 8 do 20), z uporem (podziwiam!) trzyma się ciągle gospodarki po ojcach. Wiecie ile zarobił w tym roku na 0,5ha malin? 30k. Na czysto, bo podatków tu niet. Zbiór ręczny, ale do załatwienia małym kombajnem. Więc da się. A nakład pracy na te maliny? Musiałbym zerknąć do mądrych książek, ale przypuszczam, że zdecydowanie mniej niż cały etat pracy rocznej na pensji minimalnej (porównywalne efekty). Do tego coś dorobić rzemiosłem („jedyny polski Amisz” jest stolarzem) i życie, choć skromne, jest możliwe.
      Stąd większość ucieczek na wieś, to sztuka jakiegoś połączenia z pracą zdalną, freelancerstwem, drobnym biznesem, agroturystyką, a nie czyste rolnictwo.

  5. Zgadza sie. Niezaleznosc nie polega na calkowitym wykluczeniu urzadzen cywilizacji, ale na mozliwosci,ze w razie czego mozesz i umiesz te urzadzenia zastapic innymi, niezaleznymi od sieci.Przykladowo- uzywasz pradu, ale masz czynna turbine wodna, ktora mozesz w kazdej chwili uruchomic i byc niezaaleznym od pradu z sieci. Choc wtedy pewnie tej turbiny uzywalbys nonstop,bo prad za free 🙂

Skomentuj Jan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *