W domu na wsi mam sąsiada. Razem bawiliśmy się w dzieciństwie. Jego było zdecydowanie trudniejsze, niemniej jednak twardo stanął na nogach i podniósł się z ogromnego niedostatku. W jaki sposób? Wyjeżdżając na szparagi.
W wielu mediach zagościła ostatnio narracja rządu – nie warto wyjeżdżać na szparagi, w Polsce też jest praca, odzyskaliśmy godność. Czy to prawda?
Nieprawda. Dowodzi tego przykład mojego sąsiada. Jesteśmy prawie równolatkami. Z uwagi na uwarunkowania społeczno-genetyczne on skończył ledwo podstawówkę, ja studia. Dla niego to awans (jego ojciec poprzestał na 4 klasach podstawówki), dla mnie – rodzinna norma. Mnie rodzice dali ogromne wsparcie i zastrzyk na start, jemu zostawili zruinowane, od lat niedzielone gospodarstwo o powierzchni 3 ha, do podziału z siostrą.
Kiedy zatem tylko było można (wejście do UE) mój kumpel wyjeżdżał „na zarobek” do Niemiec. Zaczepiał się zarówno w budowlance (dobrze płacili, nauczył się fachu), a ostatnie kilkanaście lat – przy zbiorze szparagów. Bo czego jak czego, ale roboty Marek się nie boi. I z tych saksów, sporą oszczędnością, pobudował nowy, obszerny dom. Wyjeżdża w maju, wraca w czerwcu. Potem jeszcze raz w sierpniu na miesiąc. Robota polega na pielęgnacji, sadzeniu i oczywiście zbiorze. Pensja (legalna, a jakże, na zasadzie tzw. mini-job) wynosi 10E za godzinę. Inna rzecz, że Bauer może tyle płacić, skoro za kg szparaga z pierwszego wyboru dostaje 18E. 10E za godzinę, oznacza przy 12 godzinnych zmianach 120 E/dzień. Tak, praca jest 12 godzin dziennie, od poniedziałku do niedzieli. 120 E/dzień to 3600E/miesiąc. Przez 3 miesiące (przepracowując 1080 godzin, czyli tyle ile etatowiec przez ponad pół roku) zarobi 10.800 E, a więc ok. 51.300 zł, średnio 8100 zł miesięcznie. Nieźle. I nie płaci od tego składek i podatków.
Jaką ma alternatywę w Polsce? Od razu mówię – kiepską. Tutaj wstaliśmy z kolan z płacą godzinową netto ok. 15 zł/godzinę (u Niemca w polu 47 zł) i duży rolnik płaci zupełnie inaczej. Po pierwsze, zatrudnia na czarno. Po drugie, ze stawką akordową (np. zbieranie wiśni, do których kumpel też się najmuje) 1 zł/kg, a nie godzinową. Po trzecie, trzeba pracować nie 12 godzin, jak u Niemca-krwiopijcy, ale od 6 do 21 czyli 15 godzin. Zarobek za harówkę 300 zł/dzień. Daje to zatem ok. 20 zł/godzinę (przy szparagach ponad 2 razy tyle). Niedoświadczeni dostają jeszcze mniej (stawka 0,9 zł/kg, efekt mniejszy o połowę czyli 140 zł). Czy nasz rolnik jest taki skąpy? Skądże. Za kg wiśni dostanie w skupie 2,50 zł/kg. Oddaje za pracę przy zbiorze 40% przychodu ze sprzedaży. A gdzie inne koszty? Bauer śmieszny ułamek (w godzinę zbierzemy parę ładne kilo szparagów, a cena 12-18E/kg).
I to jest właśnie clou całej historii. Polski robotnik urobi się u nas za mniejszą stawkę (z tych 3 miesięcy, kolega żyje przez cały rok), rolnik niewiele zarobi. Tylko polityków nie opuszcza dobry humor i pitolą o podnoszeniu się z kolan.
To co robić? Sprzedać resztki cukrowni, państwowe lasy i pozamykać kopalnie, aby żyło się dostatniej?
Na taki tekst można odpowiedzieć w jeden sposób: „Wystarczy nie kraść”. Tylko skąd w spółkach podległych Orlenowi, księgowa z Pcimia? Dlaczego Lasy Państwowe sprzedają drewno Chińczykom (przemysłowe) i Niemcom (opał), podczas gdy na rynku lokalnym ceny rosną? Skąd 70 mln na wybory, które się nie odbyły? Miliard na Ostrołękę? Gdzie Izera i CPK Baranów, skoro zarządy już od kilku lat biorą pensję?
A teraz poważnie. Opowieść o „wstawaniu z kolan” i „doganianiu Niemiec” można włożyć między bajki. Taka narracja opiera się na kłamstwie. Za Niemcami, Francją, we wszystkich parametrach gospodarczych i demograficznych jesteśmy kilkadziesiąt lat. Jeśli dalej będziemy wydawać, zamiast wytwarzać różnica jeszcze się powiększy. Po prostu bauer produkuje, to co się opłaca, ma marżę na godne płace i ryzyko błędu, a nasz rolnik już nie. Oszukiwany jest za to przez wszystkich, od sieci handlowych, skupujących poprzez państwo (ceny węgla i szklarnie, tu 3 tony nic nie zmienią, nawet jeśli byłyby dostępne).
Jedyne wyjście dla rolników to skrócić łańcuchy dostaw, wrócić do systemu kontraktacji z gwarantowaną ceną (przenieść ryzyko na spółki z producenta), ew. tworzenie spółdzielni.
Akurat sporo lasow zostalo ukradzionych po IIWW i powinny byc zwrocone.Albo zaplacone rekompoensaty.Czesc kopalni, cukrowni,mlynow rowniez.
W czasie studiów regularnie jeździłem „na saksy” do Niemiec i myślałem nawet poważnie o wyjeździe na stałe. Wtedy to była rzeczywiście przepaść. Teraz nie znam nikogo z wyższym wykształceniem, kto by o tym poważnie myślał. Ci którzy wyjechali, mówią o podróżach i nieobciążającej pracy, ale znam tamte realia, nic nadzwyczajnego, na Majorkę stąd też mogę wyjechać. W przypadku osób bez wykształcenia lub młodzieży, to jeszcze się zdarza. Przy okazji podzielę się swoim ówczesnym spostrzeżeniem na temat wydajności niemieckiej gospodarki: patrząc na pracę Niemców długo nie mogłem pojąc skąd bierze się mit o ich nadzwyczajnej wydajności, bo pracowali gorzej od nas, Polaków – i w końcu zrozumiałem. Część chłopaków była zatrudniona na czarno, wspomagając Niemca, w opracowaniach statystycznych dobrze to wyglądało, bo statystycznie pies i kura mają po trzy nogi.
https://businessinsider.com.pl/gospodarka/przepasc-w-pkb-do-niemiec-nadrabiamy-coraz-szybciej-pandemia-to-przyspieszyla/qj6k0mc
Znam kilka osób po studiach, które wyjechały. Część to specjaliści (inżynierowie, lekarze, naukowcy), którzy dosyć mieli dusznego zaścianka bez szans na poprawę bytu w powiatowym miasteczku. Reszta to humaniści.
I tak, życie z pracy fizycznej jest łatwiejsze na niemieckiej prowincji niż na Podlasiu, a nawet na Pomorzu Zachodnim.
Zgadzam sie, szwaby pracuja o wiele wolniej niz nasi.
Dla nich to grosze, dla nas sporo kasy.
Tak,ale teraz ta kasa juz nie taka wielka jak w latach np. 90-tych.Coraz mniej chce wyjezdzac.I to akurat dobrze.Ale bardzo źle,ze u nas nie maja takich mozliwosci jak na zachodzie.
…u nich nawet bauleiterzy (kierownicy budowy lub odcinka robót) mowia „Langsam aber sicher”. No to maja swoj szwabski sicher 🙂 Gdyby nie Polacy, Turcy i inni nie trafili by sobie wiadomo gdzie. To samo z ich ekologia-wywoza swoje smieci do Chin,a kitajce topia to w morzu albo gdzies zakopuja czy nawet pala, bo u nich nie ma debilnych norm na zadymianie.
Czytałem przedwojenne wspomnienia – przed II WŚ „niemiecka jakość” oznaczała tandetę. I pisała to kobieta, której matka była z domu Niemką.
Hehe, historia lubi sie powtarzac? 🙂
Niemcy dostaja teraz troche w dupe, pewnie dostana jeszcze bardziej kiedy beda musieli zatrzymac swoje fabryki samochodow.I wiesz co? Wcale ich nie zaluje.